Mimo obecności obserwatorów ONZ w Syrii, wciąż giną tu ludzie.
Jeśli ktoś liczył, że niedzielne spotkanie „Przyjaciół Syrii” w Stambule przyniesie przełom, może czuć się rozczarowany. Przełomu nie ma i na razie go nie będzie.
Rozmowa z George’m Sabrą, jednym z najważniejszych przywódców Syryjskiej Rady Narodowej o Asadzie i tym, jak ma wyglądać Syria po jego obaleniu.
Chcieli być najbardziej nowoczesną z prezydenckich par Bliskiego Wschodu, dziś mają na rękach krew rebeliantów i cywili. W syryjskiej wojnie domowej Asma i Baszar Asadowie stali się zakładnikami własnego klanu.
ONZ twierdzi, że rok rewolucji w Syrii kosztował życie ponad 7,5 tys. ofiar reżimu.
Jednym z ośrodków buntu w Syrii jest dziś miasto Hama, które już raz, w lutym 1982 r., zrównano z ziemią. W wyniku krwawej pacyfikacji przez wojska podległe rządzącej partii BAAS zginęło wtedy wiele tysięcy Syryjczyków.
Tegoroczna zima jest dotkliwsza niż zwykle. Baszar Asad próbuje utopić rewoltę we krwi, licząc, że zmęczeni i wystraszeni Syryjczycy przestaną wychodzić na ulice. Ale rozkręconej spirali przemocy nie da się już zatrzymać.
Świat jest bezradny, nie potrafi powstrzymać prezydenta Syrii Baszara Asada, który 11 miesiąc bezlitośnie dławi wystąpienia opozycji.
Oświadczenia czołowych europejskich i arabskich polityków stwarzają wrażenie, że pętla międzynarodowych sankcji zaciska się wokół reżimu Baszara Asada.
Libia świętuje wyzwolenie, w Syrii reżim walczy o przetrwanie. Ale w Tunezji i Egipcie, gdzie od obalenia dyktatorów minęło już siedem miesięcy, wciąż nie widać światła w tunelu. Dokąd zmierza arabska wiosna ludów?