Emad pamięta skowyt moździerza, krzyk, huk, jęki, a potem ciszę. Zginęła żona, piątka dzieci i piątka braci. Bombardowanie przeżył tylko on.
Wojna domowa w Syrii pochłonęła już ok. 23 tys. ofiar, wśród których są przede wszystkim cywile, ale także żołnierze syryjskiej armii i powstańcy z Wolnej Syryjskiej Armii, mający swe przyczółki na pograniczu syryjsko-tureckim.
Masakrom ludności cywilnej i fali przemocy nie zapobiegły ani sześciopunktowy plan pokojowy Kofiego Annana, ani obecność obserwatorów ONZ w Syrii. Według sierpniowego raportu ONZ obie strony konfliktu, czyli zarówno armia rządowa i wspierające ją bojówki szabiha, a także powstańcy Wolnej Armii Syryjskiej dopuszczają się zbrodni wojennych.
W tej chwili nie widać końca syryjskiej wojny: prezydent Baszar Asad, osłabiony dezercjami żołnierzy i najbliższych współpracowników nie zamierza opuścić stanowiska, a rebelianci mający wsparcie z krajów Zatoki Perskiej i wielu państw Zachodu nie mogą zdobyć przewagi nad armią. Międzynarodowa interwencja zbrojna jest też mało prawdopodobna. Wprawdzie Barack Obama ogłosił, że użycie lub "zamiar użycia" broni chemicznej przeciwko Syryjczykom potraktuje "czerwoną linię", po przekroczeniu której Asad może spodziewać się interwencji, ale trudno wyobrazić sobie taki scenariusz. Problem w tym, że trudno też wyobrazić sobie rychły koniec tej wojny.
Chrześcijanie do Libanu, alawici do piachu: takiego finału wojny domowej obawiają się syryjskie mniejszości. Upadek reżimu Baszara Asada grozi zagładą jednej z najbardziej zagadkowych sekt religijnych świata.
Jürgen Todenhöfer, niemiecki konserwatywny polityk i ekspert w sprawach Bliskiego Wschodu, zarzuca zachodnim mediom jednostronność w relacjonowaniu konfliktu w Syrii i apeluje o podjęcie rozmów z Baszarem al-Asadem. Dyskutuje z nim reporter Spiegla, Christoph Reuter.
Dni Baszara Asada są policzone. Syryjscy powstańcy byli już na przedmieściach Damaszku, wtargnęli do Aleppo. Skąd się wzięło wojsko rzucające wyzwanie regularnej, doskonale uzbrojonej armii syryjskiej?
Zły Asad, dobrzy powstańcy – taki przekaz dominuje w mediach. Problem w tym, że w syryjskiej rewolucji sprawy są bardziej złożone.
Prezydent Baszar Asad otrzymał potężny cios – w zamachu w głównej siedzibie biura bezpieczeństwa narodowego w Damaszku zginął minister obrony Daud Radża, a także jego zastępca – szwagier prezydenta Asef Szawkat. Kilku wysokich urzędników państwowych zostało poważnie rannych. Co to oznacza?
Walki w Syrii nie tylko nie słabną, ale – po raz pierwszy – wybuchły w Damaszku, a rebelianci twierdzą, iż to początek prawdziwego szturmu na stolicę. Konflikt zbiera coraz krwawsze żniwo: mówi się o 17 tys. zabitych.
Pół tysiąca dzieci zginęło już w syryjskiej wojnie domowej. Mimo to Rosja dalej zbroi wojska reżimowe, a Zachód wymyśla powody, dla których nie może obalić Baszara Asada.
Plan Kofiego Annana miał przynieść Syrii wytchnienie od starć między siłami rządu a opozycji. Problem w tym, że zawieszenia broni od początku nie miała zamiaru przestrzegać żadna ze stron.