Zdjęcia porwanego polskiego fotoreportera Marcina Sudera pokazują dwie tragedie Syrii – z jednej strony przerażają okrucieństwem tej wojny, a z drugiej bezradnością świata.
Porwany tydzień temu polski fotoreporter trafił w sam środek konfliktu wszystkich ze wszystkimi. Wojna w Syrii staje się węzłem lokalnych i międzynarodowych interesów, których nie przetnie nawet miecz zagranicznej interwencji.
Jak podała agencja Reuters, fotoreporter Marcin Suder został w środę porwany z opozycyjnego biura prasowego w mieście Sarakib, na północnym zachodzie Syrii. Zapytaliśmy prof. Piotra Balcerowicza, eksperta od Bliskiego Wschodu, o co może chodzić porywaczom Sudera.
Nerwowa reakcja Izraela na serię ostatnich międzynarodowych gestów pod adresem Syrii jest znacząca. Wiele wskazuje na to, że przegrana Asada byłaby dla Izraela jednym z najgorszych możliwych scenariuszy.
W sprawie Syrii pierwsi stracili cierpliwość Izraelczycy. Gdy poczuli się zagrożeni, zaatakowali. I zrobią to ponownie, nawet gdyby wojna domowa miała się rozlać na cały region.
Podczas gdy w Stanach Zjednoczonych i w niektórych krajach europejskich prowadzone są niekończące się dyskusje na temat ewentualnej interwencji zbrojnej w Syrii, pod koniec ubiegłego tygodnia izraelskie siły lotnicze bardzo skutecznie dwukrotnie zbombardowały wielkie składy broni i amunicji armii prezydenta Asada. Istnieje przypuszczenie, że w jednym z nich zmagazynowana była broń chemiczna.
Dwa lata po pierwszych demonstracjach przeciwko Baszarowi Asadowi Syryjczycy tracą kontrolę nad własną wojną domową. Ich kraj jest dziś polem bitwy między obcymi siłami.
Prawda przypuszczalnie leży głęboko zakopana pod ziemią. Izraelczycy przyznali, że w nocy z środy na czwartek zaatakowali i zniszczyli syryjski konwój transportujący rakiety przeznaczone dla Hezbollahu w Libanie.
Zachód, a przede wszystkim Stany Zjednoczone od dawna naciskały na syryjską opozycję, by ta zjednoczyła siły. Właśnie został wykonany poważny ruch w tym kierunku, ale czy to wystarczy, by pokonać prezydenta Baszara Asada?
Turcja w odwecie za ostrzał moździerzowy na jej terytorium, od środy atakuje przygraniczne cele w Syrii, jednak - jak zapewnia - nie zamierza wypowiadać wojny, choć turecki parlament zgodził się na prowadzenie operacji militarnej (rząd może zrobić to w ciągu roku).