Ludzie całkiem serio pytają: czy będzie wojna?
Rozpoczynająca się w Genewie konferencja pokojowa w sprawie Syrii będzie porażką, twierdzą syryjscy emigranci w Libanie. Jeśli sami nie zatroszczą się o ojczyznę, nikt im nie pomoże.
Choć oba państwa są formalnie w stanie wojny, Izrael przygarnia rannych i chorych uciekinierów z Syrii. Byle było po cichu.
Co roku na początku jesieni w Nowym Jorku zbiera się dosłownie cały świat na sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Wielkie mocarstwa reprezentowane są tu na równi z małymi krajami, nawet takimi, których całe wojsko jest mniejsze od straży pożarnej jednego miasta.
W Moskwie i Waszyngtonie wielu odetchnęło z ulgą, gdy udało się porozumieć z Baszarem Asadem w sprawie likwidacji gazów bojowych. W Damaszku i Aleppo nadal oddycha się strachem.
Nie taki moskiewski diabeł straszny, jak go malują. Mimo narzekania, że Rosja blokuje wszelkie rozsądne inicjatywy wokół Syrii, Władimir Putin porozumiał się z Barackiem Obamą i ich ministrowie Siergiej Ławrow i John Kerry zawarli w Genewie porozumienie o neutralizacji broni chemicznej w Syrii.
Syria przekazała Rosji dowody podobno wskazujące, że atak chemiczny z użyciem sarinu przeprowadzony miesiąc temu pod Damaszkiem był akcją powstańców, a nie dziełem armii wiernej reżimowi Baszara Asada.
Szef polskiego MSZ miał odegrać kluczową rolę w stworzeniu planu zneutralizowania syryjskiej broni chemicznej – twierdzi niemiecki „Die Welt”. Czy tak było naprawdę? Zajrzyj za dyplomatyczne kulisy. Oprowadza Marek Ostrowski.
Amerykańska interwencja w Syrii może być ostatnią na wiele lat, bo Stany Zjednoczone nie chcą już pilnować świata. To zła wiadomość, nawet dla ich przeciwników.
Kwestia syryjska staje się coraz trudniejsza do rozwiązania.