Uparcie odtwarzamy przemocowe wzory, przekazujemy agresję z pokolenia na pokolenie w skali makro i mikro.
W zalewie politycznego śmiecia, w czasie grudniowej ciemności, dobrze jest poczytać o wyprawie, której celem nie jest podbicie, skolonizowanie czy podporządkowanie, a porozumienie.
My, druga, do niedawna niesłyszalna połowa ludzkości, wnosimy do dyskursu publicznego empatię, współodczuwanie, nacisk na budowanie więzów, a nie na ich zrywanie z powodu przerostu ego.
Ruszyła promocja do kolejnej części „Seksu w wielkim mieście”.
Większość osób zaangażowana w pomoc potrzebującym to kobiety.
Dlaczego w tygodniach paniki związanej z ewentualnym „polexitem” politycy tzw. opozycji nie ruszają rozmawiać z ludźmi, żeby tłumaczyć, ile wszyscy stracimy, jeśli pozwolimy na wyprowadzenie Polski z Unii Europejskiej?
Na Wyspach Owczych padł rekord: ludzie zabili półtora tysiąca delfinów, zwierzęta umierały w męczarniach podczas dorocznego polowania grindadrap u wybrzeży Danii. Taka tradycja.
Powieść otwiera drzwi do nieświadomego. Tego nam dziś potrzeba, chociaż to dopiero przeczuwamy.
Proponujemy, aby uczynić wrzesień miesiącem nauki, a nie ofiar.
Nieraz grozi się palcem nam, feministkom, mówiąc, że gdybyśmy musiały żyć pod rządami talibów, wreszcie doceniłybyśmy raj, jaki mamy w Polsce. To niedojrzały argument.