Bohaterowie są – w oczach świata – nieco ekstrawaganccy, bo wymykają się szufladkom, schematom i diagnozom. Chutnik wydobywa ich z cienia.
Z tej opowieści wyłaniają się twarze, które także – jak żołnierze wyklęci – powinny trafić na murale.
Chutnik robi w literaturze miejsce dla bohaterów (bohaterek) niedoreprezentowanych, dobrze oddając ich dylematy – bo to nie tylko życie tyłem do kierunku jazdy, ale i w ciągłym szpagacie.
Aż dziw, że teatry w tym chaosie są w stanie pracować i przygotowywać premiery. A są – i to jak! Od końcówki maja możemy właściwie zamieszkać na widowni.
Dopóki będziemy straszyć dzieci, tak jak my byliśmy straszeni, dopóty zamknięty będzie krąg przemocy i strachu, kwitnąć będzie imperium strachu.
Margaret Atwood w transmitowanej online rozmowie z Sylwią Chutnik mówiła o niezbędnej twórczej wolności, nudnym serialu, jakim jest pandemia, i o tym, że pisarz jest zawsze najpierw czytelnikiem.
Cierpliwości już nie mam do potwornej polskiej hipokryzji – opowiada Sylwia Chutnik.
Kobiety w tym świecie miały dotychczas pozycję maskotki bądź groupies, co w sumie na to samo wychodziło.
Tytułowy smutek, ledwo zauważalny pomiędzy nieustannymi odblaskami dyskotekowej kuli, wybrzmi donośnie w okrutnym finale tej dobrej, nieoczywistej powieści.