Festiwal muzyki niezależnej w Kłodzku się nie odbył, bo ktoś sekatorem przeciął kabel zasilający scenę. Wcześniej burmistrzowi ktoś szepnął, że będzie jak w Apokalipsie.
10 tys. uczestników, 19 reprezentowanych krajów i zero agresji. To najkrótsza recenzja z festiwalu Battle Of The Year, uznawanego za nieoficjalne mistrzostwa świata w breakdance.
Gdy wyszło na jaw, że Piotr Farfał, wiceprezes publicznej telewizji, kiedyś był skinem, w obronę wziął go Jarosław Sellin, wiceminister kultury. – Ja na przykład byłem zaangażowanym hipisem – skrytykował sam siebie. Jednak inni hipisi nie podzielili jego skruchy.
Jeszcze kilka lat temu sporty ekstremalne kojarzyły się z elitarnym wyczynem lub dziwactwem szaleńców. Dziś stają się stylem życia. Mają swoje środowiska, swoją modę, muzykę i język. To nowy typ subkultur: poprzednie odwracały się od komercji. Te komercję wykorzystują po swojemu.
Punkiem jest się zawsze. To kim być w szkole? – zapytuje podczas szkolnej przerwy na papierosa Sid. Strzelisty włos, kilka kolczyków w twarzy, kurtka typu ramoneska z łańcuchami, spodnie skropione płynem Domestos oraz glany. Tkwi w tym pytaniu, jak i w wyglądzie Sida, dylemat zasadniczy: czy szkoła ma formatować człowieka pod normy społeczne, czy też przygotowywać do swobodnej ekspresji?
Po raz kolejny osiedlowi hiphopowcy z całego świata spotkali się w niemieckim Brunszwiku, by stoczyć Bitwę Roku – coroczne mistrzostwa świata w breakdance.
Wśród młodych ludzi zwalnia wyścig szczurów. Zamiast ślepego pędu do kariery coraz częściej pojawiają się dystans i kontestacja. Wróciło popularne w latach 80. pojęcie Babilonu, określające całe zło tego świata. Śmierć subkultur ogłoszono zbyt wcześnie. Tylko że dziś to już inny Babilon i inna kontestacja.
Gdy Qdi skończył 17 lat, dostał różne rzeczy, także pieniądze, ale najbardziej ucieszył się z metalowej literki M – jak Monument. Tą nazwą on i jego kumple określają klatkę bloku na osiedlu Górnym w Pile. Tu od prawie czterech lat zbiera się ich grupa – Monumentalna Klika. Nadaje sens ich życiu, wyznacza reguły oparte na przyjaźni, dopinguje do działania.
Po jedenastu latach mieszkańcy Jarocina postanowili sami wskrzesić legendarny rockowy festiwal. Tak długa przerwa to szmat czasu: wyrosło pokolenie, które nie kuma PRL.
Usta w rozdziawie, megadługi czas reakcji na bodźce, zero płynności ruchów: większość narodu nie odrywa się od ziemi, a w breaku to konieczność. Mając zaś życiową zajawkę, zostajesz b-boyem. Walczysz w Bitwie o Konin albo zajmujesz trzecie miejsce na majowych zawodach Warsaw Challenge, jak b-boye z Siedlec. Nie mając zajawki, siedzisz w biurze i boisz się obniżek wynagrodzenia.