Początek roku akademickiego nie jest spokojny. Z jednej strony odbywają się protesty, jak na Uniwersytecie Wrocławskim i Warszawskim, z drugiej jest niepewność, czy uda się utrzymać stacjonarny tryb nauczania.
Po co nam umiędzynarodowienie nauki? Sami damy radę, nie potrzebujemy posiłków studenckich i naukowych z zagranicy, zwłaszcza z Zachodu, bo tam jeno lewactwo, ateizm i podejrzane pseudonaukowe roztrząsania.
Młodzież Wszechpolska na portalach społecznościowych oburzała się, że w rekrutacji na UAM w Poznaniu polscy maturzyści „zostali pozbawieni miejsc poprzez cudzoziemców zdających inne testy maturalne”.
Ilość miejsca poświęconego nauce w Polskim Ładzie świadczy o jej randze w oczach dobrozmieńców. Dla sprawiedliwości dodam, że Zjednoczona Prawica jeno kontynuuje, chociaż radykalniej, stosunek do nauki charakterystyczny dla wcześniejszych ekip rządzących Polską.
Przejmowanie szkół wyższych przez rządzącą prawicę i jej sympatyków staje się faktem.
PiS odtwarza Akademię Zamojską. Będzie kształcić elity „przygotowane do podejmowania czynnych starań na rzecz ochrony, rozwoju i umocnienia kulturowego i cywilizacyjnego dziedzictwa Polski”.
Kościół jest chyba ostatnią instytucją na świecie, która mogłaby być podejrzewana o zdolność do zachowania bezstronności w badaniu dziejów Kościoła.
Formalnie PAN jest najwyższym organem polskiej nauki i korzysta z daleko idącej autonomii. W ustroju, jaki funduje nam PiS, nie ma jednak miejsca na niezależne instytucje.
Prof. Emanuel Kulczycki z Komisji Ewaluacji Nauki wyjaśnia, dlaczego zmiany w punktacji wykazu czasopism naukowych są tak niebezpieczne dla nauki w Polsce.
Prawnicy z Ordo Iuris, głosiciele prawa bożego i naturalnego, czciciele JPII i hagiografowie żołnierzy najprzewyklętszych mogą spać spokojnie. Dóbr doczesnych im nie zabraknie.