Czy naprawdę nie ma Ameryki bez broni? Spór o broń stanowi samo sedno podziału na dwie Ameryki – i tak naprawdę jest sporem o odpowiedzialność.
Zamiłowanie Ameryki do broni to choroba, na którą nikt mądry nie wynalazł lekarstwa – zresztą chora uporczywie odmawia leczenia. Czy uczniowie „maszerujący o swoje życie” przekonają ją, by podjęła terapię?
To była nietypowa strzelanina. Tyle wiemy na pewno.
„Mam 18 lat, pochodzę z Kuby, jestem biseksualna” – tak Emma González rozpoczyna swój niedawny felieton dla „Harpers Bazaar”.
Setki tysięcy nastolatków demonstrowały w sobotę w Waszyngtonie i innych miastach amerykańskich, domagając się ograniczeń dostępu do broni palnej.
Prezydent USA, podobnie jak zwolennicy nieograniczonego dostępu do broni w USA, uważa, że „jedynym lekarstwem na złego faceta ze spluwą jest dobry facet ze spluwą”.
Strzelanina w liceum w Parkland na Florydzie, która pochłonęła życie 17 osób, była ósmym w tym roku podobnym incydentem w szkołach amerykańskich zakończonym śmiercią lub ciężkimi obrażeniami.
Bandyta pruł seriami z kałasznikowa, zabił antyterrorystę. I prawie natychmiast zaczęła się dyskusja – kto zawinił. Jeszcze nie wiecie?
Do trzech z pięciu najkrwawszych pod względem liczby ofiar strzelanin w USA doszło w ciągu ostatnich 18 miesięcy. Jak to wytłumaczyć?