Joe Biden pierwszy raz używa dostaw broni jako narzędzia nacisku na izraelski rząd Beniamina Netanjahu. Ale nie oznacza to jeszcze zasadniczej zmiany kursu w sprawie wojny w Gazie.
Trwają masowe protesty na amerykańskich uniwersytetach przeciw Izraelowi w związku z wojną w Gazie, w której zginęło już 33 tys. cywilów.
Premier Benjamin Netanjahu poinformował, że jego rząd jednogłośnie opowiedział się za usunięciem katarskiego nadawcy z terytorium Izraela, według informacji samego kanału przejęto część sprzętu ekip filmujących. Świat stracił kolejne okno na Strefę Gazy.
Propalestyński ruch na uczelniach i ulicach to ogromny problem dla ubiegającego się o reelekcję Joe Bidena. Porównuje się go do masowych protestów młodzieży amerykańskiej przeciw wojnie w Wietnamie, które doprowadziły do zmian na amerykańskiej scenie politycznej.
Rozmowa z Emily Tamkin, dziennikarką i autorką książki „Źli Żydzi”, o tym, jak na wojnę w Gazie reagują różne środowiska żydowskie w USA.
Gdyby taki był cel Teheranu, na Izrael z bliska poleciałyby pociski Hezbollahu. Chodziło o wysłanie komunikatu – i to przede wszystkim do swoich sojuszników w regionie i do samych Irańczyków.
Stan wojny – retorycznej, toczonej przez pośredników i przez szpiegów – między Iranem a Izraelem trwa już od dłuższego czasu. Jednak bezpośredni atak na terytorium wroga jest nowością. To już otwarta wojna, na razie powietrzna.
Śmierć pracowników World Central Kitchen, w tym Polaka Damiana Sobóla, według Izraela była przypadkowa. Ale wpisuje się w izraelską strategię ograniczania pomocy humanitarnej w celach wojennych.
Jeśli, jak stwierdził Radosław Sikorski, słowa Liwnego „już rozkręcają” antysemityzm, to odpowiedzialność za to spada nie na Liwnego, lecz na antysemitów w Polsce i tolerancję, jakiej doświadczają.
Strach Izraelczyków łatwo zrozumieć – państwo ich zawiodło. Ale zemsta w Gazie ma być tak długa i krwawa, żeby Hamas nigdy więcej nie odważył się zaatakować.