Już wiadomo, kto może pilnować dzieci w czasie nauczycielskich strajków zaplanowanych na początek kwietnia. Jak donoszą media, kościelne władze odradzają katechetom udział w proteście.
W opublikowanym liście otwartym do premiera nauczyciele pytają, czy nie podejmując rozmów ze związkowcami, chce on wykorzystać ich strajk do przerzucenia na nich odpowiedzialności za skutki deformy edukacji.
Polskimi dziećmi w szkołach zajmują się ludzie zmęczeni, wystraszeni i rozczarowani. Ale w nauczycielkach i nauczycielach właśnie zaczął się budzić gniew.
Był łaskaw poseł-minister Marek Suski ocenić – w kontekście zapowiadanych przez nauczycieli strajków – jako „niedużą” różnicę w zarobkach nauczycieli i posłów. Prowokacyjne wypowiedzi dygnitarzy PiS tylko zachęcają do strajkowania.
Najmniej zarabiają w szkolnej rzeczywistości stażyści z licencjatem – 2230 zł brutto. Krezusami są nauczyciele dyplomowani. Mogą liczyć na 3483 zł. Dla porównania: średnia pensja w ubiegłym roku wyniosła 4585 zł brutto.
Senator i wicemarszałek Senatu Adam Bielan parę razy się ostatnio oburzył, m.in. w sprawie KNF i wypowiedzi o nowym pakiecie socjalnym PiS. Ale czy słusznie?
Nauczyciele nie domagają się świadczeń na dzieci ani żadnych innych, lecz bardziej sprawiedliwej płacy. I tyle. Wypowiedź Szczerskiego jest dla nich po prostu obraźliwa.
Prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz podał termin rozpoczęcia strajku: od 8 kwietnia, do odwołania. Nauczyciele domagają się podwyżki wynagrodzeń o 1 tys. zł.
Czy w polskich szkołach będzie strajk generalny? Bardzo możliwe. W Szczecinie nauczyciele ze szkół i przedszkoli już masowo poszli na zwolnienia.
Anna Zalewska najwidoczniej nie wierzy, że spektakularny nauczycielski protest dojdzie do skutku. Ale może właśnie tu tkwi podpowiedź, co robić w tych okolicznościach.