Protest blokowany przez policję przeszedł na Żoliborz, pod dom Jarosława Kaczyńskiego, który – jak mówiły organizatorki marszu – „13 grudnia spał do południa”. Uczestniczyło w nim według nieoficjalnych informacji 12 tys. osób.
Słowo „wypierdalać” jest wulgarne, agresywne i wykluczające. I takie ma być. Zwolennicy antyrządowych protestów nie powinni go rozwadniać, rozbrajać i neutralizować. Język to jeden z ostatnich instrumentów, które pozostały protestującym, nie zakrywajmy więc im ust, a sobie uszu. Wsłuchajmy się w znaczenie.
Wydawałoby się, że ostatnich wydarzeń Kościół nie może zignorować. Czego więc można spodziewać się po biskupach? Najpewniej właśnie ignorowania rzeczywistości. Ku własnej zgubie.
Policja nachodzi mieszkańców kamienicy na warszawskim Żoliborzu i grozi im. Tylko dlatego, że ośmielili się udostępnić swoje lokale artystom, którzy 31 października odegrali z okien performans zatytułowany „Dziady na Mickiewicza”.
Niewielkie miasta i miejscowości zaskoczyły wszystkich. A najbardziej same siebie. Po ich mieszkankach nikt nie spodziewał się takiej determinacji.
Lewica w 2016 r. sama zbierała podpisy pod wnioskiem o referendum aborcyjne. Ale jest też świadoma, że głosowanie może dać wynik antyaborcyjny. Co robić?
Policja wzywa na przesłuchania uczestniczki i organizatorki protestów z artykułu, za który grozi do ośmiu lat więzienia. To wyższy poziom eksperymentowania z przepisami.
Obudziliśmy się jak ta żaba z porzekadła, która gotowała się na wolnym ogniu i miała tego nie zauważyć, aż jej oprawca niechcący upuścił chochlę i wytrącił ofiarę z letargu.
O skali protestów Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, jego genezie oraz sposobie działania – rozmowa z Klementyną Suchanow, jedną z liderek tego ruchu społecznego.
Zaciera się pamięć o KUL jako uczelni względnie otwartej i pluralistycznej, na której mogli studiować Palikot, Szczuka czy Hartman. I słusznie się zaciera, bo wszystko się tam zmieniło.