Choć protesty wybuchły wskutek próby zaostrzenia ustawy aborcyjnej, to prawa reprodukcyjne nie są najważniejszym postulatem, z jakim Polacy wychodzą na ulice.
Policja potraktowała protesty Strajku Kobiet jak poligon do przećwiczenia wariantów taktycznych. Podobne ćwiczyła przed laty Milicja Obywatelska, aby sponiewierać przeciwników tzw. władzy ludowej.
Policja utrudniała protestującym poruszanie się po stolicy, kilka razy użyła gazu, zatrzymano cztery osoby, w tym jedną nieletnią. „Przepraszamy mieszkańców, ale musicie zrozumieć, że dzieją się ważne rzeczy dla tego kraju” – krzyczano przez szczekaczkę.
Wydaje się, że politycy, którzy doprowadzili do zmiany prawa, nie są specjalnie zainteresowani społecznymi skutkami swoich poglądów i działań. Oni chronią życie.
Trwa natarcie. Im bardziej będą naciskać, tym większy będzie opór – mówiła nam tuż przed zatrzymaniem Klementyna Suchanow, jedna z liderek Ogólnopolskiego Strajku Kobiet.
Jakby brutalnie to nie zabrzmiało, Anna miała szczęście w nieszczęściu, że tydzień temu mogła legalnie usunąć ciążę. Dziś już by tej możliwości nie miała.
Policja otoczyła kordonem protestujących pod siedzibą TK i zatrzymywała kolejne osoby. W środku nocy funkcjonariusze siłą wynosili demonstrantów trzymających się za ręce. „Widzimy się znowu o godz. 20” – zapowiedziała liderka Strajku Kobiet Marta Lempart.
Ewentualny wyrok Trybunału Praw Człowieka czy Komitetu Praw Człowieka przy ONZ nie zniesie orzeczenia Trybunału Przyłębskiej. Otworzy jednak drogę do kwestionowania go przed polskimi sądami.
Napięcie społeczne rośnie, bo konserwatywny rząd wprowadził w życie de facto zupełny zakaz aborcji – światowe media niemal jednogłośnie komentują wydarzenia w Polsce.
Trybunał Julii Przyłębskiej w końcu opublikował uzasadnienie do wyroku antyaborcyjnego: jest wewnętrznie sprzeczne, daje władzy „furtkę”, by nie zakazywać całkowicie aborcji ze względu na ciężkie uszkodzenie płodu. Tuż przed północą w „Dzienniku Ustaw” opublikowano także sam wyrok.