Pierwszy prom już dawno powinien pływać. Miał powstać do końca 2020 r. w Szczecinie. Czyżby wiceminister miał amnezję? Trudno też zapomnieć pompę, z jaką w czerwcu 2017 r. inaugurowano w Szczecinie zapowiadany wcześniej plan dźwignięcia „stoczni w ruinie”.
„Bierut” zardzewiał na Jeziorze Gorzkim, „Manifest Lipcowy” sprzedano na Zachód, a „Szczecin” popłynął do Niemiec. Jak kiedyś uprawiano politykę na wodzie.
Jedni szukają ciszy, bliskości natury. Inni swoimi luksusowymi jachtami nawet nie wypływają z portu, imprezując przy nabrzeżu. W żeglowaniu jak w życiu – dla jednych ważny rejs, dla innych lans.
Kiedyś marynarzom wszyscy zazdrościli. Dziś mało kto wie, że istnieją. Tymczasem Polska jest potentatem na morskim rynku kapitanów i oficerów.
Rząd zapowiadał, że dzięki wsparciu państwa przemysł stoczniowy odzyska świetność. Z ambitnych planów jak dotąd niewiele wyszło, a Stocznię Gdańsk znowu trzeba ratować przed upadłością.
„Oceanograf”, najnowocześniejszy statek naukowo-badawczy w basenie Morza Bałtyckiego, od siedmiu miesięcy stoi bezużyteczny w stoczniowym doku. A polskim badaczom do ekspedycji został ponton „Wikuś”.
Kiedy rząd chwali się kupnem upadającej Stoczni Marynarki Wojennej, trzeba przypomnieć, że to kolejny projekt zbrojeniowy PiS, któremu bliżej do mrzonek niż rzeczywistości.
Rządowy program odbudowy upadającym polskim stoczniom nie pomoże, a tym, które sobie radzą, może zaszkodzić.
W stoczniach już od dawna buduje się nie tylko statki. Bo na nich coraz mniej się zarabia. Trwa morski wyścig na coraz bardziej pomysłowe konstrukcje.
Ministerstwo Obrony Narodowej wpadło na dość kontrowersyjny pomysł. Chce zarejestrowania stoczni w... Radomiu.