Prezydent zapowiedział, że przedłuży na kolejne dwa miesiące stan wyjątkowy na obszarze graniczącym z Białorusią. Uzasadnienie wniosku rządu: prowokacje Łukaszenki i „setki osób” usiłujących codziennie nielegalnie przekroczyć polską granicę.
Zapad się skończył, więc władza zmienia narrację. Już nie rosyjskie czołgi, a terroryści i dewianci są zagrożeniem, które ma uzasadnić przedłużenie stanu wyjątkowego. Narracji strachu zaczyna chyba jednak towarzyszyć bezradność.
Szef MSWiA Mariusz Kamiński będzie wnioskował o kolejnych 60 dni stanu wyjątkowego w pasie wzdłuż granicy polsko-białoruskiej. Najciekawsza jest motywacja.
59 proc. badanych przez Ipsos uważa, że to źle, iż przepisy o stanie wyjątkowym zakazują pracy dziennikarzom w regionie przy granicy z Białorusią.
Władze Białorusi, które zabijają i torturują własnych obywateli, na pewno nie udzielą schronienia uchodźcom. Nie po to ich tutaj sprowadziły. Moralna i prawna odpowiedzialność za tych ludzi spoczywa na polskiej władzy. Nie zdejmie jej próba legalizacji procedury odpychania (tzw. pushback), sprzeczna z konstytucją, konwencją genewską i unijną Kartą Praw Podstawowych.
W niedzielę wieczorem Straż Graniczna poinformowała, że w rejonie przygranicznym z Białorusią znaleziono zwłoki trzech osób. Sprawą zajmuje się polska prokuratura.
Wjechać do Strefy W jest łatwo. Ludzie mają już na to określenie: „radzić sobie”.
Oświadczenie 30 redakcji oraz dziennikarskich organizacji. „Naszym celem jest – tylko i aż – realizacja prawa dziennikarzy do pracy na rzecz opinii publicznej, zadbanie o to, by prawda o wydarzeniach, zwłaszcza budzących tak duże zainteresowanie i kluczowych dla demokracji, dotarła do społeczeństwa”.
Strona rządowo-pisowska w tej sprawie klimkiem rzuca i jej argumentacją nie warto głowy sobie zawracać.
W miasteczku Krynki na ulicach ludzi mniej niż zwykle, policji za to dużo więcej. Na stację benzynową „Rolnik” podjeżdża tankować wojsko. Pierwszy poranek w podlaskiej części stanu wyjątkowego, czyli strefie W, jak mówią miejscowi, upływał leniwie.