Zatrzymanie Bogdana Borusewicza przez Służbę Bezpieczeństwa było jej wielkim sukcesem. Jednak wpadka ta nie wynikała bynajmniej ze skuteczności bezpieki.
W sierpniu 1980 r. zdesperowana władza kilkakrotnie była gotowa skorzystać z niecodziennego pośrednictwa, byle tylko załagodzić nastroje społeczne. Do rozgrywki próbowano wciągnąć najpierw Kościół katolicki, a następnie Waszyngton.
Wojciech Jaruzelski gotów był postawić Edwarda Gierka przed Trybunałem Stanu. W obronę byłego I sekretarza zaangażował się jednak Erich Honecker, przywódca NRD.
Mężczyznom kierującym podziemiem przypadał splendor, ale też głównie na nich ciążyła odpowiedzialność.
Trzy zdania, napisane 8 listopada 1982 r. przez internowanego Lecha Wałęsę do Wojciecha Jaruzelskiego, przeszły do historii jako list kaprala do generała. Generał oczekiwał jednak, że kapral raczej podpisze podyktowany mu list.
Stanisławowi Kani z pewnością sporo można zarzucić. Nie zmienia to faktu, iż nie zasłużył na sposób, w jaki został potraktowany przez Ludwika Stommę.
Sąd Apelacyjny prawomocnie już uznał, że Stanisław Kania nie może odpowiadać za 13 grudnia 1981 roku. Podtrzymał tym samym wyrok z pierwszej instancji.
Zwolennicy często wyśmiewanej teorii „przykrywania” dostali kilka zupełnie dobrych argumentów na jej istnienie.
Jarosławowi Kaczyńskiemu nie udało się przejąć Święta Niepodległości, chce zatem ustanowić nowe, własne. Organizowany 13 grudnia przez PiS marsz idzie pod szyldem wolności, solidarności i niepodległości, czyli przeciw Tuskowi.
Jesienią 1981 r. w kierownictwie PZPR trwał spór w kwestii potrzeby wprowadzenia stanu wojennego. Z odnalezionego protokołu Biura Politycznego wynika, że inny pomysł na rozprawienie się z Solidarnością miał Stanisław Kania, ówczesny I sekretarz KC PZPR.