Pierwszym krokiem do uzdrowienia polskiego rynku mieszkaniowego jest uznanie, że mieszkanie spełnia fundamentalną potrzebą obywateli i nie powinno być powszechnym obiektem inwestycji, a tym bardziej spekulacji, które windują ceny.
Podczas gdy komisja Patryka Jakiego w świetle kamer analizuje przypadki czyścicieli kamienic i pojedynczych mieszkańców pozbawianych domów, tysiące ludzi z mieszkań spółdzielczych bez własnej winy popadają w długi. A niebawem zaczną tracić mieszkania.
Sędziowie Sądu Najwyższego, sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, włącznie z pierwszą rzecznik praw obywatelskich, na własnej skórze sprawdzają, jak w realnym świecie funkcjonuje państwo prawa. I przecierają oczy.
Czy wspólnoty mieszkaniowe wygrają ze spółdzielniami i przejmą ich majątek? Przewiduje to projekt ustawy, nad którą pracuje Sejm. Jednak przewaga wspólnot nad spółdzielniami nie dla wszystkich jest oczywista.
Mimo że już prawie ćwierć wieku temu rozstaliśmy się z socjalizmem, nadal natykamy się na obszary żywcem przeniesione z PRL. Trzymają się zadziwiająco dobrze.
Relikt z PRL, niepoddający się kontroli, nieliczący się z ludźmi – to częste określenia spółdzielni mieszkaniowych. Dotychczasowe próby odrodzenia spółdzielczości się nie powiodły. Posłowie PO podejmują kolejną – radykalną.
Trzy lata wystarczyły, żeby 1,1 mln spółdzielców – każdy za parę złotych – stało się właścicielami mieszkań. Teraz spółdzielnie alarmują, że część nowych właścicieli może stracić mieszkania za długi.
Budują coraz mniej i coraz częściej upadają. Korzystają z przywilejów i uciekają przed odpowiedzialnością. Spółdzielnie są dziś inwestorem, któremu strach powierzyć pieniądze.
Cena nowego mieszkania spółdzielczego to wielka niewiadoma, spółdzielnie nagminnie domagają się dopłat, czasem nawet po kilku latach od zakończenia budowy. W rezultacie pełną własnością swoich lokali najbardziej zainteresowani są mieszkańcy nowych domów: uwłaszczenie chroni przed dalszym drenowaniem kieszeni.
Spółdzielcy mówią o partii prezesów, oszustwach i wykorzystywaniu stanowisk. Prezesi nazywają dociekliwych spółdzielców krętaczami, którzy nie chcą zapłacić za mieszkanie tyle, ile powinni. Spółdzielczość mieszkaniowa potrzebuje zmian i kontroli, a cała sprawa staje się pilna.