Pacjenci odsyłani z SOR-ów „w stanie dobrym” umierają w domu lub na przystanku autobusowym. Po pięciu latach od reformy szpitalne oddziały ratunkowe wciąż nie działają tak, jak powinny.
Błędne, zbyt późne diagnozy, tragiczne w skutkach pomyłki zdarzają się i zawsze będą się zdarzać. Ale nikt przy zdrowych zmysłach nie sądzi, że zamykanie SOR-ów jest dobrym pomysłem.
Wyniki konkursu rząd ogłosi w kwietniu, a zaraz potem parlamentarzyści PiS ruszą do swoich okręgów. Wiadomo, że w mniejszych miejscowościach PiS ma większy potencjał wyborczy, a czeki z milionami na dofinansowanie SOR-ów będą dodatkowym atutem.
750 mln zł z Funduszu Medycznego trafi nie tam, gdzie są najbardziej potrzebne, ale tam, gdzie poparcie dla PiS jest największe. Ma to być nagroda dla wyborców za dotychczasowe poparcie i zachęta do udzielenia go ponownie. Dużo nas ta kiełbasa wyborcza będzie kosztować.
Załogi karetek biją rekordy odbijania się od drzwi szpitali: 6–10–12 godzin. Dyspozytorzy rekordy odległości, na które musieli posyłać ambulans z pacjentem: 100, 200, nawet 300 km. Lekarze SOR rekordy prowizorki: gdzie położyć chorego – korytarz, a może toaleta przerobiona na izolatkę covid?
Przebieranie się na korytarzu, izolatka bez monitoringu, komunikacja przez szparę w drzwiach to dobra metafora straconych miesięcy. W lecie niewiele zrobiono, by przygotować się na jesienny atak wirusa.
Rządowa reforma nie naprawi Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych. Lekarze ostrzegają, że tragedie mogą zdarzać się tam coraz częściej.
Rozmowa z Katarzyną Pikulską, lekarką z SOR, jedną z organizatorek pierwszego protestu rezydentów, ofiarą nagonki w TVP, o tym, jak rząd oszczędza na służbie zdrowia, by zdobyć fundusze na kolejne obietnice.
Co jest potrzebne, żeby trafić na szpitalny oddział ratunkowy? Wódka i ogórek. Nawet 200 pijanych w ciągu miesiąca to norma.
Jeśli zdrowie jest wartością bezcenną, to jak wycenić pracę lekarza, który przywraca je z dala od gabinetu czy szpitala? Na przykład w samolocie?