Działacze Solidarności w Stoczni Gdańskiej organizują nowy związek – Okrętowiec. Kiedyś byli dumni, że są z kolebki „S”. Dziś nie chcą mieć z tym związkiem nic wspólnego.
Listopad ogłoszono miesiącem protestów społecznych. Ruszają do walki górnicy, pielęgniarki, kolejarze. To także miesiąc intensywnej autoreklamy związkowych liderów. Wypromowany przywódca pracowniczy będzie odcinał kupony od sukcesu aż do następnej strajkowej fali. Bój o poparcie związkowców jest nie mniej zażarty niż ten z rządem.
Związkowcy z Solidarności wiedzą, że do strajku generalnego nie znajdą chętnych. Zwłaszcza że w związku ścierają się różne frakcje, a do załatwienia wciąż pozostaje „sprawa Mariana”.
Zrzuciliśmy z siebie obowiązek pomagania: słabszym, potrzebującym, pomiatanym. Raz do roku – Owsiak. Resztą niech się zajmie państwo.
Gdyby przyznawali Nobla za zmarnowane szanse, Krzaklewski byłby faworytem
Elitę Solidarności ogarnęła przedwyborcza gorączka. Przewodniczący Krzaklewski po raz pierwszy od 11 lat będzie musiał stanąć w szranki z rzeczywistymi, a nie pozornymi rywalami. Ale to wcale nie koniec kłopotów.
Atak na Mariana Krzaklewskiego, przeprowadzony podczas XIV Zjazdu Solidarności w Poznaniu, szybko się załamał. Przeciwnicy szefa „S” wyraźnie przegrali w głosowaniu – 31 do 182. Nie świadczy to jednak o realnej sile przewodniczącego. To żaden z jego rywali nie poczuł się na tyle mocny, by samodzielnie pokusić się o zwycięstwo.
Gdybyśmy umieli w sposób pragmatyczny dyskontować przeszłość, to szlak po najnowszej, solidarnościowej historii powinien był powstać dziesięć lat temu, kiedy Polska miała swoje pięć minut – z zagranicy przyjeżdżali turyści ciekawi kraju, który właśnie się przed nimi otwierał, a w wyobrażeniach Polaków żywy był mit pięknej i szlachetnej panny „S”. Jednak dopiero teraz, głównie z poczucia traconych szans, rodzą się pomysły, jak sprzedać owe wątki, jak pokazać udział Polski w demontażu systemu komunistycznego.