Zabić bliską osobę prowadząc samochód to – jak mówi Jacek Dobrzyński, oficer policji w Białymstoku – wbić sobie gwóźdź w serce na resztę życia. Apokaliptyczny stres, głębokie poczucie winy powala wtedy z nóg najsilniejszego człowieka. Jak żyć po czymś takim? Jak nie oszaleć?
Ludziom potrzebny jest powód, dla którego ktoś zadał sobie śmierć. Nie można przecież umrzeć bez przyczyny. Bo co – z jakiejś niepojętej tylko emocji, z porywu, w środku życia, w zwykły wieczór, z marszu? Więc to jest możliwe? Tak. A może nawet łatwe.
Wypadki, katastrofy, wojny – z pozoru media śmierć oswoiły. Ale dla nich tak naprawdę do tej pory liczyła się ta nagła, przedwczesna i dramatyczna. Samo umieranie było tematem tabu. Teraz, po wspólnym papieskim doświadczeniu, to się ewidentnie zmienia.
Jego życiorysem można by obdzielić tuzin zjadaczy chleba, a książkami zastawić regał. Miał pięć żon i czwórkę dzieci, z których ostatnie w wieku 84 lat. Otrzymał wszystkie amerykańskie nagrody literackie, z Pulitzerem na czele, a w 1976 r. dostał literacką Nagrodę Nobla.
Terri nie chciałaby żyć w ten sposób – mówi jej mąż Michael Schiavo. Tego ona sama nam nie powie. Ważne jest też pytanie, czy Terri chciałaby umierać tak, jak właśnie umiera – na oczach milionów ludzi oglądających amerykańskie telewizje. W zasadzie nie miałaby jednak wyboru: Ameryka kocha dramaty na żywo.
Poronienie to nie jest wyrwanie zęba; często kobieta przeżywa je całymi latami. Zwłaszcza gdy w zderzeniu ze szpitalną rzeczywistością dozna poczucia całkowitej bezradności i uprzedmiotowienia. A to jest polska norma.
Kiedyś ludzie umierali jako ofiarni pracownicy i zasłużeni aktywiści, dziś – jako mili i kompetentni profesjonaliści. Rozkwita też nekrolog ekstrawagancki: pełen emocji list, skierowany bezpośrednio do – by tak rzec – zainteresowanego.
W katolickiej Polsce obrońcy życia poczętego powszechnie głoszą, że już kilkudniowy płód jest człowiekiem.Jednak w tej samej Polsce, gdy po niecałych sześciu miesiącach ciąży kobieta rodzi dziecko, które umiera, personel medyczny, urzędnicy, księża, a nawet jej bliscy odmawiają temu dziecku człowieczeństwa. I nie traktują takiej śmierci jak tragedii.
Poznanie tajemnic ludzkiego ciała było niemożliwe bez zajrzenia do jego wnętrza, ale lekarzy otwierających czaszki i brzuchy zmarłych uważano przez wieki za pozbawionych wiary bezbożników. Dziś możemy spodziewać się telewizyjnej transmisji z prosektorium.
„Mortui vivos docenti! ” (zmarli żywych uczą) – to hasło można odczytać na ścianach prosektoriów niemal całego świata. W Polsce tylko kilka zwłok rocznie ofiarowywanych jest polskim uczelniom, mimo że gest ten cieszy się akceptacją Kościoła.