Hasiok: śmietnik, miejsce, gdzie obywatele wyrzucają niepotrzebne rzeczy. Hasioki na rejonie: osiedlowe śmietniki, miejsce pracy bezdomnego zbieracza.
Mimo zakazów prawa międzynarodowego, handel niebezpiecznymi odpadami trwa. Najwięcej tracą, jak zwykle, najbiedniejsi. Z Trzeciego Świata wywozi się surowce, a przywozi śmieci.
Zwolennicy nazywają to opłatą, przeciwnicy podatkiem. Dla jednych jest to skuteczny sposób na dzikie wysypiska. Inni ostrzegają, że wprowadzenie obowiązkowych opłat na rzecz gminy wyeliminuje tańszą konkurencję w wywożeniu śmieci. Wzrosną koszty, a śmieci nie ubędzie.
Przeciętny złomiarz nie potrafi na mapie pokazać Chin, ale wie, że to dzięki nim za 5 kilogramów żelastwa może mieć już jabola. Dlatego kradnie, co popadnie.
Jeśli zanieczyszcza się poniżej limitu, nadwyżkę można sprzedać trucicielom. Kto w Polsce zarobi na tym handlu?
Ze śmieci żyje w Polsce coraz więcej ludzi. I choć do śmietników zaglądają emeryci i ludzie mający pracę – tzw. nurkowanie jest domeną zawodowców. Przegrzebek, czyli amator, zaczyna szperać w śmieciach, kiedy go przyciśnie głód. Nurek – zanim zgłodnieje.
Czy na śmieciach można zrobić interes? Można i to niezły. Nic więc dziwnego, że o śmieci trwa dziś zażarta wojna.
Profesor Lech Sitnik, specjalista budowy maszyn, od lat podróżuje po polskich gminach i ze zdumiewającą łatwością sprzedaje za grube pieniądze swoją bajeczną wprost receptę na pozbycie się tysięcy ton śmieci. Patent profesora do złudzenia przypomina pewne rozwiązanie zastosowane – z opłakanym rezultatem – we Włoszech i Niemczech.
Teoretycznie od stycznia powinniśmy w sklepach mieć do wyboru albo mleko w zwrotnej szklanej butelce, albo w kartonie. W praktyce potrzeba jeszcze rozporządzenia ministra wyrokującego, czy mleko to napój podlegający butelkowemu obowiązkowi, czy też nie. Na razie nie wiadomo nawet, który minister to określi.
Kilka tygodni temu osiemnaście tirów przywiozło z Austrii do Polski rozłożoną na części spalarnię odpadów niebezpiecznych. Zapłacił za nią unijny fundusz PHARE. Według planu Ministerstwa Środowiska urządzenie miało zostać szybko zmontowane i rozpocząć pracę w którymś z czterech miast: w Częstochowie, Knurowie, Jaworznie albo Choszcznie. Plan nie wypalił. Spalarnia leży bezużytecznie w halach śląskiej huty. Albo znajdzie się dla niej miejsce, albo przepadną unijne 2 mln euro, a zostaną śmiecie.