Sławomir Nowak ma wrócić do aresztu, jeśli nie wpłaci miliona złotych kaucji. Przepisy nie wymagają, by ścigać człowieka do czasu, aż wykryje się wszystko, co można mu zarzucić.
Można zrozumieć gorycz ministra i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry z powodu porażki w sądzie w sprawie Sławomira Nowaka. Ale sugerowanie, że sąd mógł orzec z pobudek politycznych, jest skandalem.
Platforma alarmowała, że inwigilując Sławomira Nowaka, PiS mogło mieć dostęp do informacji ze sztabu wyborczego Rafała Trzaskowskiego. Brzmi elektryzująco, ale może być gorzej.
Być może w sprawie Sławomira Nowaka chodzi o zwykłą korupcję. Tyle że w dzisiejszej sytuacji politycznej mało kto uwierzy w taką wersję.
Co jeśli ktoś zechce użyć systemu Pegasus przeciw zwykłemu obywatelowi? Nie ma szans na skuteczną obronę, nawet jeśli padnie się ofiarą prowokacji czy nadużycia władzy.
Były minister transportu Sławomir Nowak, były dowódca jednostki wojskowej GROM i gdański biznesmen zostali zatrzymani przez CBA. Zarzuty wiążą się z ukraińską agencją drogową Ukrawtodor. Sąd zgodził się na tymczasowy areszt.
Był symbolem błyskotliwej politycznej kariery, ale z czasem stał się symbolem politycznej pychy. W Polsce skończył karierę, dziś rozpoczyna pracę na Ukrainie.
Przedtem sąd skazał go na 20 tys. zł grzywny za składanie fałszywych oświadczeń majątkowych. Nowak poinformował, że odwoła się od wyroku.
Formy prywatnej rozmowy (do tej pory nie wiadomo, przez kogo nagranej) prezesa NBP Marka Belki z ministrem spraw wewnętrznych Bartłomiejem Sienkiewiczem, opublikowanej przez tygodnik „Wprost”, obronić się nie da. Gdyby nie ten nieszczęsny język, byłaby to rozmowa na tematy zasadnicze.
Afera goni aferę. Nie wpisanie przez byłego już ministra transportu do oświadczenia majątkowego zegarka za 17 tys. zł wydaje się drobiazgiem w porównaniu z przeoczeniem przelewów na konto byłego już rzecznika PiS, Adama Hoffmana, o wartości około 100 tys. zł.