Teatry polskie lubują się w klasyce zachodniej i świeżych sztukach krajowych. Do lamusa odeszła niemal cała dramaturgia epoki PRL. Na młodych reżyserach nie robią wrażenia nawet utwory żyjących klasyków, Mrożka i Różewicza. Są jednak wyjątki.
Sławomir Mrożek napisał autobiografię. W zupełnie innym tonie, zupełnie nie w stylu Mrożka. Powstaje zatem pytanie – kto jest autorem: Mrożek, a może wymieniony w tytule Baltazar?
Spotykamy się w krakowskiej restauracji Szklanka i Wino. Prowadzi ją żona Sławomira Mrożka. Powód – ukazuje się album zdjęć Andrzeja Nowakowskiego, których bohaterem jest autor „Tanga”. Nowakowski fotografuje starego, odchodzącego Mrożka. Każde zdjęcie opatrzone jest komentarzem pisarza. Słowa brzmią mocno jak wyznania. Zaskakują u człowieka, który unika mówienia o sobie. Ten album to prawdopodobnie najbardziej osobista książka Sławomira Mrożka.
[nie zaszkodzi przeczytać]
„Że też na sześćdziesięciolecie ciągle tułasz się po świecie, wsiądź na okręt i wraz z żoną wracaj na ojczyzny łono. I niech przyjdzie ci do głowy, że tu mamy Meksyk Nowy” – życzył Sławomirowi Mrożkowi dziesięć lat temu na łamach „Nagłosu” Jerzy Jarocki, przyjaciel z czasów młodości, wielokrotny inscenizator jego dramatów. Siedemdziesiąte urodziny autor „Tanga” obchodzi w Krakowie.
Nie wróżę "Historii PRL według Mrożka" ani powodzi przychylnych ocen, ani długiego żywota na afiszu wrocławskiego Polskiego. Nie wróżę - mimo że, dalibóg, na niewiele podobnie przenikliwych i ważkich spojrzeń w niedawną przeszłość zdobyła się sztuka ostatniej dekady. Już wszakże podczas premiery (i jednocześnie inauguracji XXXI Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych) unosił się nad krzesłami widowni bezgłośny, rozpaczliwy jęk. Znowu stan wojenny, pałki i ZOMO? Znowu paskudni ubecy i pryszczata gówniarzeria w czerwonych krawatach? Za co? Po co? W jakim celu?