Po niedzielnych zakazach „Solidarność” chce iść za ciosem – duże sieci mają płacić nowe podatki, lepiej traktować pracowników i wcześniej się zamykać. Czy to na pewno pomoże małym sklepom?
Jeśli PiS ograniczy sieciom możliwość sprzedaży pod ich własną marką, trzeba będzie zamknąć m.in. wszystkie sklepy IKEA. Polskie firmy nie martwią się jednak o szwedzkiego giganta, ale o siebie.
Rząd wciąż myśli, jak zaszkodzić wielkim sieciom handlowym. Właśnie wpadł na nowy pomysł, bo stare nie wypaliły.
Tesco ogłasza masowe zwolnienia, Piotr i Paweł kurczy się w szybkim tempie, a w tym roku ma zniknąć w Polsce pięć tysięcy małych sklepów. Ale są też tacy, którym wiedzie się w handlu dużo lepiej. Czy wszystkie zmiany można wytłumaczyć niedzielnym zakazem?
Coraz wyższe pensje i coraz surowsze przepisy ograniczające handel skłaniają sieci, aby pracowników zastępować robotami. To, czego roboty nie będą w stanie zrobić, wykonają za nich klienci. Ze sklepów znikną więc kasjerki.
Polscy konsumenci mają się coraz lepiej, ale polski handel coraz gorzej. A najgorzej polskie sieci delikatesów. Po bankructwie Bomi i Almy, kłopotu – czyli Piotra i Pawła – pozbyli się dotychczasowi właściciele. Wkrótce i ta sieć może zniknąć z rynku.
Chyba Solidarności nie o pracowników handlu chodzi, ale o klientów wielkich sieci i galerii handlowych.
Rząd zamierza innym krajom unijnym wypowiadać umowy o wzajemnej ochronie inwestycji. Najpierw Portugalii. Wielka polityka może dotknąć klientów Biedronki, którzy się nią zupełnie nie interesują.
W starym roku upadły MarcPol i Alma, w nowym będą kolejne ofiary. Zamiast zjednoczyć siły, polskie sieci próbują osobno walczyć z zachodnimi gigantami. A to nie może się udać.
Sieć Marks&Spencer likwiduje polskie placówki. Co nam to mówi o naszym handlu i gospodarce?