Euforia po mistrzostwie świata siatkarzy minęła. Został problem. Nazywa się Bartosz Kurek.
Po 40 latach Polacy znów zostali mistrzami świata w siatkówce. Nie ma dwóch zdań, że byli najlepszą drużyną tego turnieju.
Wydarzenie jest podwójnie historyczne: taki sukces nie zdarzył się polskim siatkarzom od 40 lat. W finale mistrzostw świata Polacy spotkali się z Brazylijczykami ponownie – w 2006 r. przegraliśmy 3 do 0. Tym razem biało-czerwoni złota nie oddali.
Mówi się, że w polskiej siatkówce pewne jest jedno – kibice nie zawiodą. Ale żeby otrzymać tytuł mistrzów świata, trzeba czegoś więcej: mocnego składu.
Nieszczęście wisiało w powietrzu, ale zagramy o złoto. To będzie powtórka finału sprzed ośmiu lat. Z jedną zasadniczą różnicą – nie ma powodów, by Brazylii się bać.
Biało-czerwoni wygrali z Niemcami po czterech dramatycznych setach. Zwycięstwo zapewnia Polakom awans do finału mistrzostw świata w siatkówce – o złoto powalczą z Brazylią w niedzielę wieczorem.
Bronisław Komorowski zwrócił się w tej sprawie do szefa Polsatu Zygmunta Solorza-Żaka, powołując się na wagę wydarzenia.
Awans do półfinału przyszedł łatwiej, niż można się było spodziewać. Polacy zagrają o medale. Nie ma już marzeń zbyt szalonych.
Największy od lat sukces polskich siatkarzy stał się faktem – dzięki wygranej 3:2 z Rosją Polska awansowała do strefy medalowej mistrzostw świata w siatkówce.
Nasza siatkarska publiczność to fenomen. Dlaczego? Widz dostaje więcej niż sam mecz, więc stał się czymś więcej niż kibic.