30 lat temu zimowe igrzyska olimpijskie odbyły się w jugosłowiańskim Sarajewie. Na celowniku Służby Bezpieczeństwa (kryptonim: Sarajewo-84) znaleźli się sportowcy, trenerzy, działacze i widzowie.
Po zakończeniu wojny w Bośni i Hercegowinie na ulicach Sarajewa pojawiły się – jak je nazwano – czerwone róże, pamiątki ludzkich dramatów.
Sarajewo, stolica Bośni i Hercegowiny, szybko wraca do życia. Turystów zachwyca egzotyką stary muzułmański rynek wypełniony kawiarniami i kramami. W powietrzu czuje się atmosferę tętniącego życiem miasta. Ale to miasto całkiem inne niż kiedyś.
Przed pięciu laty wydobyliśmy z oblężonego Sarajewa Karolinę, Polkę, i jej męża Omera, bośniackiego muzułmanina. Zamieszkali w Warszawie. Ale Omera ciągnie do rodzinnego miasta. Jeździ patrzeć, jak Sarajewo leczy rany. Na chorobę zwaną posttraumatycznym stresem cierpią tutaj wszyscy: żołnierze i cywile, kobiety i mężczyźni, dorośli i dzieci. Podobno najlepszym lekarstwem jest czas. Ale dwa i pół roku od zakończenia wojny w Bośni to zbyt mało lekarstwa. Tym bardziej że na południe od Sarajewa, w Kosowie, wybucha nowa wojna. W bałkańskim kotle wrze bez przerwy. Czy z Kosowa też trzeba będzie wyciągać ludzi?