Wybory samorządowe do sejmików wygrała PO (31,43 proc. i 222 mandaty), przed PiS (23,07 proc., 143) - ogłosiła PKW. Trzecie PSL zdobyło 15,65 proc. głosów i 93 miejsc w radach, zaś SLD - 15,30 proc. i 85 miejsc. Frekwencja - 47,26 proc.
Po wyborach widać stałość sceny politycznej z kilkoma drobnymi korektami, może początkami trendów.
Sondażowe wyniki wyborów samorządowych nie zaskakują. Potwierdzają niestety coraz głębszy podział Polski na proplatformianą i propisowską.
Tegoroczne wybory samorządowe mają wyjątkowe znaczenie – kto uzyska słaby wynik, w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych może się już nie liczyć. Na zmazanie takiej plamy nie będzie czasu.
Blisko 50 mld zł z budżetu państwa przechodzi rocznie przez ręce ludzi, których będziemy wybierać 21 listopada. To nie jest nudne, to jest piekielnie ważne, czyje to będą konkretnie ręce.
Pierwszy raz w wyborach samorządowych będziemy mogli głosować od godz. 8 do 22. W najbliższą niedzielę wybierzemy 46 809 radnych, 1576 wójtów, 709 burmistrzów i 107 prezydentów.
Przed wyborami samorządowymi partie próbują nowych sojuszy, podbierają sobie lokalnych liderów, badają wpływy w terenie. W tym roku dochodzi do tego stan politycznej wojny.
Aż połowa Polaków nie głosuje w wyborach, nie bierze udziału w demokracji, choć musi w niej funkcjonować. Politycy przed każdymi wyborami walczą o ich głosy bo wierzą, że pozyskanie choćby ich części wywróci scenę polityczną.
Jak Polska długa i szeroka wre praca: nowe muzea i stadiony, hektary kostki bauma. Nie zawsze z sensem, ale zawsze na kredyt. To znak, że wybory samorządowe za pasem. Rząd apeluje do samorządowców: opamiętajcie się, bo będzie nieszczęście!
21 listopada pójdziemy do urn, by wybrać 2,5 tys. wójtów, burmistrzów i prezydentów oraz 47 tys. radnych gminnych, powiatowych i wojewódzkich. Termin wyborów samorządowych ogłosił w środę premier Donald Tusk.