Po kraju krążą miliony sądowych listów i tak zwanych zwrotek, czyli potwierdzeń odbioru. Znaczna część tych przesyłek nigdy nie dociera do adresatów. Przestępcy i ich adwokaci lekceważą korespondencję – to rutynowy fortel. Ale można też – nie z własnej winy – zostać skazanym zaocznie.
Martę przesłuchiwano w sumie dziewięć razy: czterokrotnie na policji, trzy razy w prokuraturze i dwukrotnie w sądzie. Tyle razy 14-letnia dziewczynka musiała opowiadać o najbardziej intymnych sprawach dotyczących jej najbliższych. Była świadkiem, po przesłuchaniach stała się ofiarą.
Z wymiarem sprawiedliwości jest bardzo źle. Mimo tej diagnozy, z którą niby wszyscy się zgadzają, nie wprowadzono ani jednej większej reformy, która mogłaby poprawić niewydolność systemu. Zwykłych obywateli mami się hasłami surowszych kar albo poprawy prawa, chociaż nie prawo jest złe, lecz drogi dochodzenia sprawiedliwości.
To dzięki mediacji zakorkowane sądy miały zostać odciążone. Państwo, którego system sprawiedliwości okazał się niewydolny, miało na powrót oddać sprawiedliwość w ręce obywateli. Entuzjaści wierzyli, że wygra na tym społeczeństwo. Na razie wygrała tylko Częstochowa.
Przestępcy zacierają ręce, bo w najbliższych latach 20 tys. spraw sądowych ulegnie umorzeniu z powodu upływu okresu karalności czynów. Już za moment, po latach tajemniczej bezczynności Temidy, przedawnią się sprawy słynnych gangsterów – Dziada, Słowika i Oczki.
Ta sprawa wywołuje zażenowanie. W prywatnych rozmowach słychać – to skandal, być może ci ludzie powinni pójść do więzienia, ale dopiero po wyroku. Publicznie w dobrym tonie jest wołać – złodzieje. Ta sprawa to aresztowanie członków zarządu Stoczni Szczecińskiej.
Zdymisjonowanie Barbary Piwnik to raczej zła wiadomość dla prokuratorów. Nowy szef to nowe porządki, kolejna wymiana kadr i przesunięcia, których w ostatnich latach było tyle, ilu nowych ministrów sprawiedliwości. A i bez tego prokuratorzy narzekają. Coraz więcej coraz trudniejszych spraw, coraz więcej polityków wtrącających się w bieżącą pracę. Niezadowoleni są prokuratorzy, niezadowolone z nich społeczeństwo. Za politycznymi obietnicami, że czas rozprawić się z bandytyzmem i aferami, idą słabo i zbyt późno przygotowane akty oskarżenia. Kolejny szef resortu Grzegorz Kurczuk też zaczął od obietnic, że skończy z opieszałością i bezradnością Temidy. To ambitne zadanie, zważywszy na utrwalający się stereotyp, że na sali sądowej ten elokwentny, świetnie przygotowany, pewny swoich argumentów to adwokat, ten zaś, który gubi się, nie jest pewny swego, a w końcu milknie bezradny – to prokurator.
Ostatnie decyzje minister Barbary Piwnik – dymisje prokuratorów apelacyjnych w Katowicach i Gdańsku – dowodzą, że prokurator na funkcji to stanowisko niepewne. Każdy minister sprawiedliwości odwołuje i powołuje kolejnych prokuratorów, często w atmosferze skandalu. Zdarzają się jednak prokuratorzy właściwie nietykalni; niestraszne im zmiany ekip politycznych, bo każdej mają coś do zaoferowania.
Stało się to, co musiało się stać. Sądownictwo nie jest w stanie rozpatrzyć tysięcy spraw o wykroczenia, przejętych na jesieni od zlikwidowanych kolegiów, oraz tych nowych, lawinowo napływających. Już ponad sześć tysięcy przypadków kwalifikować się będzie wkrótce do przedawnienia. Ich sprawcy pozostaną bezkarni. Kto odpowiada za ten stan kompromitującej bezradności?
Lata 90. – pierwsze pięciolatki budowy kapitalizmu – przyniosły wiele wielkich afer. Ze Skarbu Państwa jak z dziurawego sita wyciekły strumienie pieniędzy. Aferzyści, zwani przy innych okazjach biznesmenami, nie płacili podatków, naciągali banki i naiwnych klientów. Chociaż politycy odgrażali się, że rozliczą aferzystów i złodziei, prokuratury i sądy okazały się bezradne wobec sprytnych naciągaczy. Sprawy wloką się latami, ulegają przedawnieniu. Oskarżeni przy pomocy adwokatów z powodzeniem stosują uniki, nie stawiają się w terminach rozpraw, chorują, apelują, zwracają o kasacje, z aresztów wychodzą za poręczeniem majątkowym, aby już za kraty nie powrócić. Sprawdziliśmy, co teraz robią i gdzie utknęły ich sprawy.