Rozmowa z Jerzym Stępniem, byłym prezesem Trybunału Konstytucyjnego, o tym, co sędziom wypada, a co nie przystoi, z czego są rozliczani i dlaczego tylu wśród nich oportunistów.
Bolesne rozczarowania polskimi sądami są powszechnym doświadczeniem. Nasze sądy krytykuje nawet podręcznik dla gimnazjalistów. Teraz znów, choć przy zdecydowanie bardziej przychylnych ocenach, głośno jest o sądach i sędziach.
Niewyjaśnione zabójstwo – prokurator, umarzając takie śledztwo, przyznaje się do bezradności; psuje to statystyki. Więc czasem orzeka się samobójstwo albo zapalenie płuc.
Naczelny Sąd Administracyjny skarcił we wtorek 11 września I prezesa Sądu Najwyższego.
„Najpierw wypiłem dwa piwa, potem trzecie. A potem krzyczałem wulgarne słowa na policjanta” – zeznawał 20-latek, który „brał udział w nielegalnym zbiegowisku”, czyli burdach przy okazji meczu Polska-Rosja, rozegranego 12 czerwca.
Bliscy zamordowanych zaczynają na własną rękę szukać sprawców. Nie wierzą w skuteczność policji.
Sędzia, który wydał postanowienie o skierowaniu Jarosława Kaczyńskiego na badania psychiatryczne, został odsunięty od sprawy, a Radiu ZET grozi proces za publikację sondażu na temat badań. Dlaczego ten temat budzi takie emocje?
Gdańscy adwokaci i radcy dzielą się na tych, którzy reprezentowali więźnia J., i na tych, którzy występują w imieniu pozwanych przez niego kolegów prawników.
Najważniejsza batalia, jaką wkrótce będą musieli stoczyć adwokaci, odbędzie się w ich własnej korporacji, od lat nękanej kolejnymi falami wewnętrznych konfliktów. Następna może tę wspólnotę zmieść.