Nie wszyscy sadownicy zmartwili się, że z powodu ostrych i długich wiosennych przymrozków owoców będzie w tym roku mniej. Gorsze zbiory to dla nich szansa na wyższe ceny. Plus dopłaty.
W sklepie za maliny płacimy kilka razy więcej, niż rolnicy dostają w skupie, więc rząd podejrzewa zmowę cenową zagranicznych koncernów. Do jej wytropienia wysłał już CBA, UOKiK i wszystkie inne możliwe służby. A plantatorzy uważają, że to rząd ich wyprowadził w pole.
Minister rolnictwa wymyślił, jak odebrać PSL głosy sadowników za pieniądze polskich podatników.
Bogactwo odmian jabłoni uprawianych dawniej w Polsce pozwalało na przygotowanie niezwykłej różnorodności potraw. Jabłka marynowano, kiszono, smażono, suszono, wyrabiano z nich zupy, bigosy, sery, lody i pączki.
Dyskonty odzwyczaiły nas od owoców lokalnych. Wkrótce zapomnimy o wiśniach łutówkach i śliwkach węgierkach, jak nie pamiętamy szklanek czy renklodów. Zastąpią je mutanty, takie jak pomelo, już lansowane przez sieci.
Śnieg w kwietniu i maju oraz nękające rolników przymrozki każą pytać: co z tą wiosną?
Gdyby mazowieckiej szlachcie zagrodowej bieda nie zajrzała w oczy, pewnie Polska nie byłaby dzisiaj światowym producentem jabłek. Na dobre i na złe.
Przetwórcy twierdzą, że chcieliby płacić więcej, ale nie mogą, bo nie mają rynku zbytu.
Polska jest sadowniczą potęgą Europy. Naszymi jabłkami i sokiem jabłkowym podbijamy rynki eksportowe. Co jeszcze można z jabłka wycisnąć?
Co powinien zrobić człowiek uwikłany w spłatę długu, który faktycznie został już spłacony? Płacić dalej, bo wątpliwe, czy ktoś mu pomoże.