W swoim nowym filmie o wschodnich i zachodnich stereotypach Sasha Baron Cohen nadal jest śmieszny. Ale jednocześnie coraz bardziej bezradny wobec populizmu.
Prowokacje Borata przypominają o istnieniu świata, którego wcale nie chcielibyśmy znać.
Brytyjski mistrz przebieranek i wkręcania ludzi Sacha Baron Cohen wraca na ekrany.
Smutne jest to, że od strony inscenizacyjnej, operatorskiej, jak również aktorskiej film Delpy wypada znacznie gorzej od „Dyktatora”. A to grzech naprawdę ciężki.
Mamy typowy dla Barona przekładaniec, czyli raz dowcip pierwszej klasy, a zaraz potem taki, że widz ma ochotę ze wstydu schować się pod fotel.