Na strachu przed ptasią grypą już tracą hodowcy drobiu. A jeśli wybuchnie epidemia, straci cała gospodarka. Zarabiają za to koncerny farmaceutyczne, a najwięcej szwajcarski Roche – producent leku, który może powstrzymać wirusa.
O Polfę Kutno biją się dwie zagraniczne firmy, które jeszcze przed rokiem nie chciały jej kupić za połowę obecnej ceny. Bronią w tej walce są całostronicowe ogłoszenia w polskiej prasie, w których włoska spółka Recordati i amerykański koncern farmaceutyczny Ivax dyskredytują nawzajem swoje oferty. O co ta wojna?
Nasz system rejestracji leków budzi poważne wątpliwości. Dobrze, że nowy minister zdrowia postanowił dokładnie mu się przyjrzeć.
Parlament uchwalił nowe prawo farmaceutyczne, zgodnie z którym właścicielem apteki może być tylko farmaceuta. Dobrze to czy źle dla pacjentów?
W 2000 r. na polskim rynku sprzedano lekarstwa za 10,5 mld zł, o ponad 1 mld więcej niż rok wcześniej. Co piątą złotówkę z naszych ubezpieczeń zdrowotnych kasy chorych wydały na leki, ale i tak z roku na rok refundacja jest coraz niższa i polski pacjent z własnej kieszeni płaci za medykamenty proporcjonalnie najwięcej w Europie. Jeśli chcemy powstrzymać ten drastyczny wzrost wydatków, trzeba uporządkować rynek farmaceutyczny i wprowadzić przejrzyste kryteria refundacji. Obecna polityka lekowa działa często na rzecz wąskich interesów grupowych i powoduje patologie, za które płacimy i jako podatnicy, i jako pacjenci. Bywa że człowiek przymuszony chorobą zostawia w aptece połowę albo i więcej pensji lub emerytury. Po dziesięciu latach jałowych dyskusji najwyższy czas na radykalne decyzje, które przetną strefy wpływów i niejawnych interesów na tym szczególnym rynku. Pytanie tylko: kto pierwszy się na to odważy?
Czy w aptekach zabraknie polskich lekarstw i będziemy skazani wyłącznie na droższe, zagraniczne? Takie obawy wyrażają m.in. krajowi producenci, którzy z braku właściwych norm prawnych nie spełniają wymogów Unii Europejskiej dotyczących rejestracji leków.
W Republice Południowej Afryki 4,2 mln osób – dziesiąta część populacji kraju – zarażonych jest wirusem HIV. Leki dające szansę na dłuższe życie otrzymuje zaledwie ok. 5 proc. chorych, reszta bezsilnie czeka na śmierć. Dlaczego? Ponieważ roczna kuracja nowoczesnymi środkami kosztuje ok. 15 tys. dolarów. Leczenie mogłoby być dwudziestokrotnie tańsze, ale nie zgadzają się na to międzynarodowe koncerny farmaceutyczne. Co jest ważniejsze: prawo do zysku czy prawo do życia? Problem ten ma rozstrzygnąć sąd w Pretorii, w procesie wytoczonym przez 39 producentów leków rządowi RPA.
Jeden z koncernów farmaceutycznych zafundował kilkuset polskim lekarzom, którzy przepisali w minionym roku najwięcej recept na jego drogie leki, luksusowe wakacje w Portugalii. Grzegorz Opala, nowy minister zdrowia, po odbiór nominacji przyjechał wprost z lodowca, na którym za pieniądze firm farmaceutycznych szlifował narciarską formę. Poddawani nieustannej presji i pokusie lekarze wyraźnie pogubili się: coraz trudniej im ustalić, gdzie kończy się naturalna współpraca z producentami leków, a gdzie zaczyna korupcyjne uzależnienie. Może przyszła pora, aby ustalić to jasno i dobitnie?
Rocznie świat wydaje na leki ponad 300 mld dolarów. Około 30 proc. tej kwoty zostaje w sejfach koncernów farmaceutycznych jako zysk osiągnięty m.in. dzięki monopolowi patentowemu. Koncerny te przeznaczają rocznie ponad 30 mld dolarów na poszukiwanie nowych medykamentów. W efekcie w latach 1975-1997 powstały 1223 nowe substancje lecznicze. Tylko 11 z nich opracowano z myślą o chorobach trapiących 90 proc. ludzkości. Po prostu nie opłaca się produkować leków dla biednych.