Wrzucić sieć pod lód, przeciągnąć kilkaset metrów i wyciągnąć pełną ryb umieją w Polsce już nieliczni. I z roku na rok jest ich coraz mniej, bo technika, z której kiedyś żyły całe wsie, staje się bezużyteczna i mało opłacalna.
Piraci wyławiają najcenniejsze ryby mórz i niszczą tradycje rybackie wielu krajów świata. Niektóre kraje afrykańskie padają ofiarą międzynarodowych kłusowników, bo słabo strzegą swoich wód.
Państwowa ryba to ryba czysta genetycznie.
Polski rząd poszedł na wojnę: z Unią Europejską o dorsze. Ale nie wszyscy rybacy mają ochotę stanąć na linii frontu. Choć nasi ministrowie od ryb namawiają do łamania unijnego zakazu połowów, to większość organizacji rybackich postanowiła przestrzegać prawa.
Ci, którzy mieli rozum, to się chociaż za te rekompensaty pobudowali. Inni wszystko przepili i teraz biedują na mizernych emeryturach albo zasiłkach. Czasem przychodzą na przystań i płaczą tak jak wtedy, kiedy płonęły ich kutry. Rzadko który wytrzymywał widok pociętych kadłubów.
Nasi rybacy łowią coraz mniej. Narzekają na rząd i Unię Europejską. Natomiast właściciele przetwórni coraz lepiej prosperują i wychwalają Unię pod niebiosa.
Duża samica może złożyć 9 mln jaj. Trzysta lat temu, gdy dorsz współtworzył historię Nowego Świata, i potem, gdy królował na anglosaskich stołach, wizjonerom dorszowego przemysłu wydawało się, że trafili na rybie perpetuum mobile. Ale nie docenili ludzkiej pazerności. Dorsz umiera. I to właśnie wtedy, kiedy nadszedł jego renesans w sercach Polaków.
Właściciel średniego kutra za wycofanie go z łowisk może dostać 1,2–1,6 mln zł, dużego – nawet 2,5 mln zł. Tak wysokich odszkodowań w Polsce dotąd nie było. Unia jest skłonna zapłacić naszym rybakom duże pieniądze, byle tylko nie łowili.
Prawie nie wyobrażamy już sobie życia bez norweskich łososi, a tu mają one podrożeć, kiedy wejdziemy do Unii. Polscy negocjatorzy walczą, żeby nie podrożały. Nie podoba się to polskim rybakom, którzy tani import chcieliby utrącić.
Polska flota rybacka niknie w oczach, bo nie ma gdzie i czego łowić. Ale to jeszcze nie dramat. Ryby można hodować nawet w przysposobionym kurniku.