Ministerstwo Sprawiedliwości planuje, aby skłóceni małżonkowie, zanim pójdą do sądu po rozwód, obowiązkowo trafiali do mediatora. I tam szukali ugody. Intencje są szlachetne, ale sam pracując jako mediator mogę powiedzieć, że to niestety zły pomysł.
Co miał na myśli papież, kiedy zwrócił ostatnio uwagę na zbyt pochopne unieważnianie małżeństw katolickich? Że rozwiązać sakrament można bez przeszkód, tyle że za odpowiednią opłatą? Że w sumie przychodzi to łatwiej niż cywilny rozwód? Takie zaczęły już obowiązywać stereotypy. A naprawdę?
To, że adwokaci bogacą się na sprawach rozwodowych, to rzecz znana i oczywista. Bywa jednak, że chcą się dorobić także na rozwodzie, do którego w końcu nie doszło. A kiedy klienci
Polskie sądy, i tak przecież przeciążone, zawalone są sprawami rozwodowymi. Sędziowie i ławnicy dociekają, czy rzeczywiście nastąpił rozkład pożycia i domagają się intymnych szczegółów. Czy nie dałoby się tego przykrego widowiska w wielu przypadkach uniknąć, rozwodzić się – zamiast w sądzie – w urzędzie stanu cywilnego.
Liczba małżeństw powtórnych rośnie w Polsce wraz z liczbą rozwodów. Te drugie związki są trwałe i nie rozpadają się tak łatwo jak na Zachodzie. Tam znane jest zjawisko małżeńskiego korkociągu – skoro był jeden rozwód, to następne coraz łatwiej przychodzą.
Wielorodzina – coraz powszechniejszy twór społeczny. Ja, ty, dzieci moje, twoje, nasze, moja była żona, ojciec twoich dzieci. Skomplikowany układ emocji i interesów. Wydawałoby się, że powszechność tego typu sytuacji spowoduje, iż coraz częściej ludzie będą się rozstawać i budować swoje życie na nowo w spokoju, wzajemnym poważaniu, z troską o dzieci. Nic z tych rzeczy.
Po światowym dniu modlitw o pokój w Asyżu Jan Paweł II miał miliony ludzi za sobą. Niecały tydzień później wezwał adwokatów i sędziów do obywatelskiego nieposłuszeństwa w sprawie rozwodów i podzielił głęboko opinię publiczną we Włoszech i wielu innych krajach.
Na utrzymanie 400 tys. polskich dzieci łożą nie ich rodzice, ale podatnicy poprzez fundusz alimentacyjny przy ZUS. Teoretyczne alimenty (pieniądze na wychowanie i utrzymanie członka rodziny) powinny być płacone dobrowolnie albo z wyroku sądowego: mąż może wspomagać finansowo byłą żonę, jeśli po rozwodzie została bez środków do życia, syn łożyć na utrzymanie starych rodziców, matka na dziecko mieszkające ze swoim ojcem; najczęściej płaci ojciec na dziecko, ślubne lub nie, będące pod prawną opieką matki. Jeśli mimo sądowego orzeczenia taki ktoś nie płaci alimentów, bywa że trafia do kryminału (obecnie 4,5 tys. skazanych, w tym 100 kobiet). Kiedy ktoś w Polsce idzie do więzienia za alimenty, to jakby wrzucił jałowy bieg. Odsiedzi od kilku miesięcy do dwóch lat bezczynnie, bo pracy w kryminale nie znajdzie. Przez ten czas na wolności urzędnik funduszu alimentacyjnego będzie regularnie dopisywał do jego konta kolejne długi. Bo działający w ramach ZUS fundusz płaci alimenty za tych, co sami tego nie robią, ale żąda zwrotu pożyczki z procentem – jak bank. Nic go nie obchodzi, że wierzyciel siedzi i nie zarabia. To absurd: z jednej strony bezrobocie, przepełnione więzienia i krótki budżet państwa, z drugiej podwójny rachunek wystawiony społeczeństwu – na więzienną miskę dla taty i na utrzymanie dziecka – płacony właśnie z tego budżetu. W 2000 r. z funduszu alimentacyjnego uszło ponad 1,1 mld zł. Klientów wciąż przybywa, dziura w kasie rośnie.
Dzieci salomonowe – mówi o nich Maria Łopatkowa. Rozrywane z nienawiści. Zaprawione nienawiścią, rosnące w niej od najmłodszych lat. Ofiary rozwodów.
Rozwodowe eksperymenty wzbudziły wielkie zainteresowanie wspólnot protestanckich, zwłaszcza w Niemczech, Danii i Norwegii. Ale społeczeństwo szwedzkie, jak wskazują ankiety, podzieliło się pod tym względem radykalnie.