Prawosławni duchowni w Rosji przypominają oficerów politycznych w armii. Zamiast po chrześcijańsku wzywać do miłosierdzia i człowieczeństwa, uprawiają agitację, błogosławią agresora i rakiety spadające na braci w wierze.
Władimir Putin oddał Cerkwi jedną z najważniejszych ikon prawosławnych: „Trójcę Świętą” Rublowa. Na jej zgubę, ale być może na własny ratunek.
Kościół prawosławny w Polsce winien stanowić niezawodne wsparcie dla swojej młodszej ukraińskiej Siostry i kochać konstantynopolitańską Cerkiew Matkę. Chciałbym się mylić, wskazując, że metropolita Sawa wybrał inną drogę.
Gwarantem nowego otwarcia dla prawosławnej cerkwi ma być jej nowy pasterz metropolita Epifaniusz, człowiek starannie wykształcony, zwolennik greckiego modelu dialogu i wolności.
Dla wielu Ukraińców dotychczasowa zależność ich największej Cerkwi od Patriarchatu Moskiewskiego była przedłużeniem władzy Kremla. Co zmieni zerwanie tej więzi?
Proces tworzenia niezależnej od Moskiewskiego Patriarchatu ukraińskiej cerkwi prawosławnej to kolejny etap „uaexitu”, wyjścia Ukrainy z rosyjskiego świata.
Prawosławni staliniści, choć nieliczni w samej Cerkwi, są dziś zapleczem intelektualnym Kremla. Według nich Rosja przetrwa tylko wtedy, gdy jej władcy będą mieli ręce po łokcie we krwi.
Prawosławni duchowni są w forpoczcie kremlowskiej krucjaty w obronie tradycyjnych wartości, które większość Rosjan wyznaje, ale nie przestrzega.
Władyka to honorowy tytuł przysługujący prawosławnym hierarchom, w tym metropolitom warszawskim i całej Polski, zwierzchnikom Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. Losy tych ostatnich pełne są ciemnych i białych plam.
Wiele cerkwi na ziemiach Polski powstało pod zaborem rosyjskim jako widomy znak carskiej potęgi. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. uznano je więc za niechciane dziedzictwo i zniszczono w ramach tzw. odmoskwiania.