W akcie desperacji Zygmunt Duda umieścił swoje zdjęcie w kolorowej gazecie. Fotograf musiał poczekać aż nakarmi świnię, uprasuje koszulę, zgoli zarost i przeczesze włosy. Przyjaciel Zygmunta włożył do zdjęcia czapkę z daszkiem. Ukrył pod nią zmarszczki i zniecierpliwienie. "Może być rozwódka albo panna z małym dzieckiem" - pisał z kolei w ogłoszeniach Jan Wigoń. Ostatecznie mogłaby być nawet rozwódka z dużym dzieckiem. Byleby Wigoń nie musiał dłużej pić do lustra i dzielić losu przyjaciela. I trzydziestu innych kawalerów z Bełdna.
W Bartoszycach doszło do największej bitwy policji z rolnikami, do których przyłączyli się mieszkańcy miasta. Policjanci nie przeprowadzili tej akcji dobrze, o czym świadczy kilkudziesięciu rannych funkcjonariuszy. Ale też trudno od nich wymagać pewnej ręki i stanowczości, skoro uczestnicy podobnych burd, ewidentnie łamiący prawo, pozostają przeważnie bezkarni. Zaś cała energia państwa skupia się - jak niedawno w Olsztynie - na śledztwie, kto wbrew rozkazowi użył gumowych kul. Pomijając zupełnie przyczynę: agresję podburzanego tłumu, blokującego urząd publiczny. Długo i usilnie politycy pracowali na bezradność polskiej policji.
Najgorętszy w tym roku tydzień społecznych protestów zakończył się dla rządu pomyślnie. Konflikt z górnikami wyciszono demonstracją siły i obietnicą dodatkowych kredytów na odprawy. Rolnicze blokady po dość zdecydowanych interwencjach policji znikły. Na dodatek udało się usunąć Kazimierza Świtonia i ponad 300 krzyży z oświęcimskiego żwirowiska w sposób zgoła nieoczekiwany i bez kłopotliwych administracyjnych procedur.
Opinię publiczną i polityków interesuje głównie to, czy chłopi obalą rząd, czy drogi będą przejezdne i czy produkty rolne będą drożeć, a nie to, co myślą i czują protestujący rolnicy.
Udręką polskiej Temidy są nie tylko protestujący chłopi, lecz politycy. Tam gdzie doszło do ewidentnych przestępstw podczas blokad dróg, prokurator będzie ścigał, a sąd sądził. Ale co z dwoma tysiącami wniosków skierowanych do kolegiów do spraw wykroczeń o złamanie przepisów porządkowych, skoro rząd oznajmił, że blokowanie dróg - jako forma protestu - było uzasadnione? I jaką w związku z tym mają szansę na odszkodowania poszkodowani w wyniku blokad - np. firmy transportowe?
Stoi Polska na pikiecie! Trwa wyścig: kto szybciej i więcej zablokuje, kto głośniej zaprotestuje, kogo pokażą w telewizyjnych dziennikach. Rolnicy, samorządowcy, ci, których pozbawiono województwa lub powiatu, lekarze, maszyniści, bezdomni, ekolodzy, samotne matki, kupcy, obrońcy krzyży - lista stojących na pikiecie daleka jest do wyczerpania, a każdy dzień dodaje nowe kategorie protestujących i ujawnia kolejne żale, pretensje i potrzeby (zobacz mapa protestów). Są one z reguły autentyczne, społecznie wiarygodne i nie ma powodu ich nie szanować. Demokracja polega na wspólnym ustalaniu, a następnie przestrzeganiu reguł gry; do nich należą też sposoby manifestowania niezadowolenia. Narastająca w Polsce fala protestów zaczyna być groźna na wielorakie sposoby. Łamie ona reguły państwa prawa, w obronie jednych interesów uderza w inne, wynosi partykularyzmy ponad wartości wspólne, paraliżuje życie publiczne i urzędowe; rodzi chore emocje po stronach konfliktów, a tych stron - tak jak i konfliktów - jest wiele. Niestety, państwo, a bardziej konkretnie - rząd i administracja, także wymiar sprawiedliwości - lokują się w tych sporach na pozycjach kibica, unikają zdecydowanych działań, nie przestrzegają, bo nie egzekwują obowiązującego prawa. I znowu, krótkowzroczna polityka, wymierzana dystansem zbliżających się wyborów jest ważniejsza niż zasady państwa prawa i nasze dobro wspólne. W tym widnokręgu, żeby oddać sprawiedliwość, znakomicie mieszczą się i znajdują politycy różnych orientacji, idei i frakcji. Poniżej dwugłos w tej sprawie: prof. Wiktora Osiatyńskiego oraz min. Janusza Tomaszewskiego.
Dwunastoletnia koza Bella krocząca niedawno na czele chłopskiej demonstracji miała być symbolem upadku polskiej wsi, a stala się najpopularniejszą kozą III RP.
- Balcerowicz chodź do chłopa, bo dostaniesz kopa - uprzejmie zapraszali wicepremiera manifestujący 10 lipca w Warszawie rolnicy. Wicepremier nie wyszedł, co odebrano jako szczyt arogancji władzy i chamstwa rządzących (określenia używane przez liderów PSL). Protestujący zachęcani przez takiego herosa chłopskich protestów jak Andrzej Lepper uznali więc, że należy zablokować Warszawę. Balcerowiczowi zostawili kozę.