Po odwołaniu koncertów Rogera Watersa i rosyjskiego pianisty oraz kontrowersjach wokół powrotu Gorana Bregovicia do Polski mamy kolejne muzyczne zamieszanie – wokół występów LP.
W 50. rocznicę wydania „The Dark Side of the Moon”, jedna z najsłynniejszych płyt w historii, stała się symbolem konfliktu. I sporu o to, kto ją właściwie stworzył, bo ten sukces ma naprawdę wielu ojców.
Współczesne bojkoty nie są narzędziem ekonomicznego nacisku, a próbą zwrócenia uwagi na problem.
Ledwie wielki przemysł koncertowy ruszył na nowo, a już przypomnieliśmy sobie, że może być inny niż pandemia powód, by nie pójść na koncert – rozczarowanie swoim idolem.
Do odwołania występów Rogera Watersa, jednego z najbardziej lubianych w Polsce wykonawców, doprowadził... klimat społeczny. Solidarność z Ukrainą okazała się ważniejsza.
Trudno uwierzyć, że jeśli ktoś zna Watersa lub jego dawnych kolegów z Pink Floyd, mógł ich nie brać za lewicowców.
Album obfituje w efekty dźwiękowe. Ale nie jest to efekciarstwo, które odbierałoby przekazowi piosenek sens i siłę.
Koncertowa wersja słynnej rock opery zszyta została zgrabnie w studiu z kilku występów z ostatniej trasy pod czujnym okiem Nigela Godricha.
Najnowsza płyta muzyka, który jest członkiem zespołu Rogera Watersa.
Piosenki na „The Wall” napisał sfrustrowany występami przed publicznością. W 2011 r. po raz kolejny zaprezentuje je fanom w czasie gigantycznej trasy koncertowej. W Polsce wystąpi w kwietniu.