Maria wkrótce będzie zawodową psychoterapeutką. A może nawet więcej niż zawodową. Bo kto lepiej od niej wie, jak to jest być poniżonym, zdradzonym, wykorzystanym przez najbliższych?
Schizofrenia budzi głuchy lęk. Sądy mają w pamięci wstrząsające samobójstwa tzw. rozszerzone, w których matka zabija siebie, ale także i dzieci, wierząc, że chroni je przed rakiem, złym światem, piekłem i niebezpieczeństwami, wytworzonymi przez jej chory umysł.
Jeśli Polacy wybrani wedle kryterium posiadania dyplomu wyższej uczelni mają potomstwo powyżej osiemnastki, to w 8–9 przypadkach na 10 ich dzieci studiują albo studiowały. Miejsce zamieszkania, liczebność rodziny i jej kondycja finansowa odgrywają mniejszą rolę przy decyzji o dalszej edukacji.
Od kiedy o tym usłyszałam, prześladuje mnie obraz małego chłopca, który z ufnością wyszedł z przedszkola na spotkanie ze znanym sobie i chyba lubianym człowiekiem. To był przyjaciel matki, a matkę chłopiec bardzo kochał. Myślę, że wziął dorosłego za rękę i cieszył się z nieoczekiwanego spaceru. Doszli nad Wisłę. Próbuję wyobrazić sobie, co czuło dziecko, znienacka wrzucane do rzeki. Czy zdawało sobie sprawę z tego, co się naprawdę dzieje? Krzyczało, wyrywało się, próbowało uciec?
Na początku jest wielka miłość, oświadczyny i decyzja o małżeństwie. Potem w nową drogę życia wyprawia narzeczonych armia specjalistów z branży ślubno-weselnej. Większość młodych ludzi marzy, by choć ten jeden raz poczuć się jak bohaterowie „Dynastii”. Kosztuje to majątek, ale jeśli chodzi o ślub, rodzice z groszem się nie liczą. Właśnie zaczyna się karnawał, sezon, kiedy spełnią się ślubne marzenia kolejnego pokolenia Polaków.
Wybory prezydenckie przegrał nie tylko Marian Krzaklewski, ale także jego charakterystyczne hasło wyborcze, którego część brzmiała „Rodzina na swoim”. Nie chodziło w tym sloganie tylko o powszechne uwłaszczenie – wówczas można było użyć choćby zwrotu „Obywatele na własnym” – ale właśnie o rodzinę. Jednostka niczym, rodzina wszystkim – takie było jego przesłanie. W klipie wyborczym Krzaklewski oznajmiał, że liczy na głosy polskich rodzin, czym od razu wykluczył z grona swoich wyborców osoby samotne. Nic w tym dziwnego, skoro on sam oraz działacze jego macierzystej Solidarności od dawna już nie mówią o pracownikach, lecz o rodzinach pracowniczych. W dokumentach rządowych coraz częściej pojawia się przymiotnik „prorodzinny”. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że w ślad za tym idzie dość agresywna, silnie ideologiczna propaganda.
W dzisiejszym świecie, gdy zwykliśmy się otaczać starannie dobranymi przyjaciółmi albo po prostu przelotnymi znajomymi, kolegami z pracy, kumplami od kieliszka – więzy krwi wydają się bezpowrotnie tracić jakiekolwiek znaczenie. Rodzinne klany zwykliśmy traktować jako coś archaicznego, a nawet z gruntu podejrzanego. Tych rodzonych spotykamy przy okazji chrzcin, wesel, pogrzebów, by sentymentalnie powspominać dzieciństwo lub – przeciwnie – rozgrzebać stare urazy. Ale też częściej dziś zdarza się coś niezwykłego: bracia spotykają się po latach, siostry odkrywają się na nowo. Mówią wtedy coś o dziwnej alchemii łączących ich uczuć. O rosnącej potrzebie ciepła w tych zimnych czasach. Na czym polega wyjątkowość braterskiej i siostrzanej więzi? Jak wychować dzieci, by w przyszłości mogły liczyć na siebie, obdarzać się serdeczną przyjaźnią i spotykać się nie tylko przy rodzinnych uroczystościach lub na salach sądowych.
Jolanta Kwaśniewska zajęła pozycję nie – jak inne polskie prezydentowe, premierowe czy sekretarzowe – gdzieś z tyłu za swoim mężem, ale obok niego, a czasem nawet od frontu. Żony poprzednich przywódców były tylko tłem dla swoich małżonków. Obowiązywał model wodza-samotnika. Naród nie wiedział, jak wyglądały kobiety Bieruta, nie znał poglądów żony Gomułki, Gierka czy Jaruzelskiego.
Czołowi gangsterzy są równie sławni co gwiazdy muzyki pop. Ich twarze są znane z pierwszych stron gazet. Jednak o tym, jak wygląda ich prywatne życie, co dzieje się za bramami pilnie strzeżonych willi, wiemy mniej.
Dwie kobiety z czwórką dzieci koczują przed urzędem miejskim we Wrocławiu. Najpierw rozbiły namiot na chodniku. Po kilku deszczowych dniach ktoś poruszony tym widokiem wynajął im malutką przyczepę kempingową. Na ścianie wywiesiły pół prześcieradła z wizytówką-apelem: „Bezdomne kobiety, ofiary przemocy. Popierajcie nas!”