Jaki jest tata po sześćdziesiątce? Jak to jest być jakby wnukiem własnego ojca?
Niedawny spis powszechny ujawnił ogromną grupę społeczną: 2,5 mln wdów (na 430 tys. wdowców). Traktowana bywa przeważnie jako społeczny balast. Zupełnie niezasłużenie: te dzielne, obyte z życiem, często energiczne i ambitne Polki noszą w sobie nieoceniony kapitał: potrzebę bycia potrzebnym.
Polskie sądy, i tak przecież przeciążone, zawalone są sprawami rozwodowymi. Sędziowie i ławnicy dociekają, czy rzeczywiście nastąpił rozkład pożycia i domagają się intymnych szczegółów. Czy nie dałoby się tego przykrego widowiska w wielu przypadkach uniknąć, rozwodzić się – zamiast w sądzie – w urzędzie stanu cywilnego.
Rodzinne tragedie słychać przez ściany miejskich bloków i w sąsiedzkich plotkach. Gdyby sąsiedzi nie byli obojętni, gdyby mieli kogo alarmować, być może uniknęlibyśmy szokujących odkryć: martwych noworodków w beczkach, dziecka więzionego w klatce.
Dziecko to skarb, coraz częściej – bardzo dosłowny. Żywa inwestycja rodziców, którzy pamiętając własne siermiężne dzieciństwo i trudy dorabiania się w dorosłym życiu, dziś chcą, żeby ich potomek miał lepiej i łatwiej.
Bogdan W. nie bił swej żony specjalnie często: dwa, trzy razy tygodniowo. Nie było to zresztą poważne bicie. Zazwyczaj przylał ręką, zaledwie kilka razy użył kabla od żelazka. Po czwartej interwencji policji sprawa trafiła do prokuratora, a potem do sądu. Wyrok był kontrowersyjny: półtora roku w zawieszeniu pod warunkiem, że odbędzie program terapeutyczny dla sprawców przemocy domowej.
Słowa konkubina, konkubent brzmią brzydko, pachną patologią. Lepsze już wydaje się: na kocią łapę, na kartę rowerową, choć w tych określeniach nie ma za grosz szacunku należnego u nas wyłącznie parom zamężnym.
Wielorodzina – coraz powszechniejszy twór społeczny. Ja, ty, dzieci moje, twoje, nasze, moja była żona, ojciec twoich dzieci. Skomplikowany układ emocji i interesów. Wydawałoby się, że powszechność tego typu sytuacji spowoduje, iż coraz częściej ludzie będą się rozstawać i budować swoje życie na nowo w spokoju, wzajemnym poważaniu, z troską o dzieci. Nic z tych rzeczy.
Co się u nas gra na ślubach? Niekoniecznie Mendelssohna i Schuberta, czasem rzeczy odbiegające od tej tradycji, niekiedy zupełnie nietypowe, ale prawie zawsze zgodne z dominującym gustem, który zakłada, że wybrany utwór musi być wzniosły i romantyczny.
Jaki trzeba mieć iloraz inteligencji, żeby nie stracić prawa do wychowywania dziecka? Oto kwestia, która poruszyła ostatnio niemiecką opinię publiczną.