W najbliższych latach czeka nas debata na temat tego, jakie dane udostępniamy urzędnikom i czy jako ich właściciele powinniśmy mieć wpływ na ich przekazywanie.
Widzimy przecież, jakie męki cierpią rzecznik partii wraz z naczelnikiem przy formułowaniu pytania referendalnego, obracają je w jamie ustnej niczym niedogotowane kartofle.
Cała turbokonserwatywna międzynarodówka dwoi się i troi, żeby wyplenić transseksualizm i przywrócić „naturalne” rozróżnienie na mężczyzn i kobiety. A tu taka niespodzianka.
Dobrej jakości zdjęcia milionów już zidentyfikowanych ludzi można wykorzystać – przy odpowiednio złych zamiarach, pewnej determinacji i oczywiście z naruszeniem RODO – do kradzieży tożsamości albo szantażu.
Mark Zuckerberg chce urządzić internet na nowo, ale nie zamierza robić tego samodzielnie.
Każdy konsument powinien mieć prawo do wyjaśnienia oceny zdolności kredytowej, którą wystawia mu bank albo instytucja pożyczkowa. Wkrótce wejdzie w życie ustawa, które takie prawo gwarantuje.
Decyzja CNIL zapadła w siedem miesięcy od złożenia skargi przez dwie organizacje, które symbolicznie zakwestionowały standard ochrony danych w usługach Google już pierwszego dnia obowiązywania RODO.
Branża reklamowa lobbuje niebezpieczne wyłomy w rozporządzeniu ePrivacy, które ma uzupełniać RODO.
Google nie ukrywa, że chce działać w oparciu o ciągłe śledzenie i personalizowanie naszego doświadczenia, bo w tym widzi swoją innowacyjność i źródło zysku.
Chaos w firmach, lawina maili i raj dla oszustów – to efekty fatalnego wprowadzania przez rząd nowych przepisów, mających chronić nasze dane osobowe.