Warszawa to największe w Polsce targowisko nieruchomości, i to najdroższych. Na pośrednictwach i wykupywaniu roszczeń można zarobić dziesiątki milionów złotych. Kim są ludzie, którzy się tym zajmują?
Ogłoszony w „The Jerusalem Post" apel do prezydenta RP o wprowadzenie w Polsce prawa dotyczącego „zwrotu żydowskiej własności prywatnej zagrabionej w czasach Shoah” dotyczy jednego z tematów dyżurnych w relacjach polsko-żydowskich. Ton monitu jest jednak dużo łagodniejszy niż bywało w przeszłości.
Lokatorzy sprywatyzowanych kamienic skarżą się, że nikt nie interesuje się ich losem. Poza anarchistami i squattersami.
Zamieszczone na stronie internetowej Światowego Kongresu Żydów wezwanie, aby społeczność żydowska powstrzymała się od odwiedzania Polski, wpompowywania pieniędzy w polską turystykę i inne dziedziny gospodarki, jest zagrywką na użytek mediów.
Stuart Eizenstat, doradca Hillary Clinton, minister spraw zagranicznych USA, ponowił apel do władz polskich o uchwalenie ustawy regulującej zwrot mienia żydowskiego zagrabionego podczas okupacji Polski przez hitlerowskie Niemcy. Sprawa ciągnie się od lat, mimo że Polska jasno przedstawiła swoje stanowisko w tej kwestii.
Nie straszni powracający do Polski Niemcy. Za utracone na ich rzecz lokale płaci PiS.
Reprywatyzacja może kosztować dużo, jej brak jeszcze więcej. Powstały dwa projekty naprawienia starych krzywd. Obydwa są kontrowersyjne.
Adam Rybiński, jeden ze spadkobierców dawnych właścicieli Wilanowa, rozważa, czy nie wystąpić o zwrot pałacu. Wilanowskie muzeum kontratakuje.
Zdarza się, że po latach sądowych sporów hotele, kamienice, fabryki, a nawet całe uzdrowiska, wracają do rodzin przedwojennych właścicieli. Zwykle nieruchomość idzie zaraz potem pod młotek, ale nie brak śmiałków, którzy próbują swoich sił w odzyskanym biznesie.
Państwo chętnie zwraca wspólnotom religijnym majątki przejęte w czasach PRL. Ale wykonanie tych decyzji spada na samorządy, które nie za bardzo mają z czego oddawać. I nie bardzo chcą.