Ustawa o rencie wdowiej ma tylko jedną zaletę: to, że projekt, który firmowała Lewica, był jeszcze gorszy. Premiuje seniorów żyjących do emerytury w legalnych związkach małżeńskich, zniechęcając ich jednocześnie do ślubu z nowym partnerem, gdy rentę po zmarłym mężu czy żonie już dostaną. Rozwiedzionym nie oferuje nic.
Ten populistyczny pomysł karze za długoletnią pracę, od której zależy wysokość emerytury. Jego koszty poniosą ludzie młodzi i pracujący. W dodatku renta wdowia ma się należeć po zmarłych małżonkach. Co z osobami samotnymi, w związkach nieformalnych lub – oby wkrótce – partnerskich?
Jakub Plączkowski. Sierota. Rocznik 1982. Artysta art brut. Od dziecka z papierami niepełnosprawnego. Po ukończeniu 17. roku życia wielokrotnie uznawany za niezdolnego do pracy. Właśnie stracił rentę socjalną.
Po zmianach w systemie orzecznictwa każdy będzie miał wpis „zdolny do pracy”, a ZUS orzeknie, do jakiej pracy wciąż nadaje się rencista.
W 1999 r. straciły prawa do rent po tragicznie zmarłych mężach, górnikach. Teraz mają nadzieję, że dzięki Ewie i Beacie uda im się je odzyskać.
Pewien rencista wojskowy zauważył, że przez dziury w systemie rentowym ZUS przeciśnie się nawet najzdrowszy człowiek. To odkrycie złamało mu życie.
Unijne renty strukturalne powinny przyspieszyć proces powiększania się gospodarstw. Niewielkie są jednak szanse, że ten cel osiągniemy.
Polska jest rekordzistką Europy pod względem liczby osób biorących rentę. Co piąta złotówka z budżetu trafia do rencistów. Co ósmy obywatel w wieku produkcyjnym – legalnie lub nie – dostaje od kilkuset do ponad 7 tys. zł miesięcznie za „niezdolność do pracy”. Wkrótce możemy okazać się społeczeństwem niezdolnym do normalnego życia ekonomicznego.
Bóg raczy wiedzieć, z czego żyją. Urodzić się dziś we wsi Smarzewo lub Ruda Komorska, to jakby dostać się do zaklętego kręgu. Tutaj uczysz się jednego: jak uczepić się renty.