Ledwie zdążyłam popływać trochę w litewskich jeziorach, gdy na telefon wpadł mi SMS z informacją, że wynik mammografii czeka na odbiór. Niby nic, a jednak zburzyło to mój spokój.
Walkę o reprezentację kobiet w toponimice, polityce, kulturze czy sporcie łatwo wyśmiać i wielu to robi. Bo co nam po Beacie Szydło w roli premierki, Beacie Kempie w europarlamencie albo Barbarze Nowak w kuratorium oświaty?
Tak jak wojna jest przedłużeniem polityki innymi środkami, tak Konkurs Piosenki Eurowizji pełni funkcję sceny zastępczej w teatrze działań wojennych.
Chętnych do zawracania Wisły kijem wciąż u nas nie brakuje. Że z faktami się nie dyskutuje? Chyba twoja stara.
Oślepiające słońce władzy wydaje się metaforą cokolwiek zużytą, jednak w Polsce, na gruncie naszej psychologii politycznej, nabiera ona nowego blasku. Bo okazuje się, że tym, co u nas oślepia polityka, nie jest własne zwycięstwo, tylko cudza przegrana.
Znajomi w kraju urodzenia często gratulują nam odwagi i życzą, żebyśmy doczekały dnia, kiedy nasze małżeństwo zostanie uznane przez Polskę. Szczerze mówiąc, z odwagą nasz piękny duński ślub nie miał nic wspólnego.
W moim rankingu najbardziej irytujących frazesów prowadzi ostatnio „kwestia światopoglądowa”. Światopogląd należy do tych ciężkich schorzeń, które leczy się tylko na dwa sposoby: doświadczeniem własnym albo literaturą.
Historia śmierci Aleksieja Nawalnego w kolonii karnej „Wilk Polarny” przypomina straszną baśń – pełną okrucieństwa i śniegu. Jedną z tych mrocznych opowieści, które cenzuruje się i łagodzi, żeby nie rozsadziły ram felietonu.
Mamy nowe zjawisko: nazywa się kulturą tabletki i jest nastawione na uśmierzanie dolegliwości, o jakie przyprawia późny kapitalizm. Tabletka nie rozwiązuje problemów, ale łagodzi objawy.
Każdy z nas choć raz w życiu spotkał się z pytaniem, jaką książkę zabrałby ze sobą na bezludną wyspę.