To bardzo źle, że już na wstępie zakłada się odejście od nauki na rzecz ideologii.
W jednej z radomskich szkół zawrzało, bo katechetka opowiadała dzieciom o aborcji. Tyle że to żaden precedens.
Parlamentarzyści nie wiedzą, co mówią, a Kościół zabiera głos, choć nie powinien. Tymczasem kwestia szkolnej katechezy zasługuje na poważną dyskusję.
Nie da się wyprowadzić religii ze szkoły bez renegocjacji konkordatu. Ale w tym dokumencie nie ma mowy o pieniądzach. Może czas kryzysu i cięć budżetowych to dobry moment, by się zastanowić, czy państwo powinno finansować ewangelizację.
W wielu polskich szkołach rok szkolny rozpoczął się jak zwykle mszą świętą. Mimo wyroku Trybunału w Strasburgu nauka etyki nadal pozostaje fikcją. Państwo nie ma żadnej kontroli nad treściami nauczanymi na katechezie. A te są coraz bardziej odklejone od współczesnego świata. Czas na wielką debatę.
Owszem, zapewne w końcu lekcje etyki w szkołach pojawią się powszechniej. Ale będzie to etyka katolicka. Już jest.
Wielu katechetów ma poczucie, że Kościół wysłał ich na front i pozostawił samym sobie. Hierarchowie, zapatrzeni w statystyki, nie chcą słyszeć, że z religią w szkołach jest coraz gorzej.
Trybunał przemówił, sprawa skończona. Czy na pewno?
Ostateczny argument używany zazwyczaj w obronie szkolnej katechezy brzmi: przecież religia nikomu nie szkodzi. To nieprawda. Szkole szkodzi. I treść, i forma, w jakiej bywa obecna.
Ostateczny argument używany zazwyczaj w obronie szkolnej katechezy brzmi: przecież religia nikomu nie szkodzi. To nieprawda. Szkole szkodzi. I treść, i forma, w jakiej bywa obecna.