Za oknem coraz zimniej, w gospodarce coraz gorzej. Jest bardzo prawdopodobne, że na początku przyszłego roku wpadniemy w krótkotrwałą recesję. Zielona wyspa idzie pod wodę, a ratunkowych pontonów nie widać.
Banki centralne na potęgę drukują pieniądze, aby za ich pomocą wyrwać gospodarkę z zapaści. Czy czeka nas gwałtowny wzrost cen?
Stany Zjednoczone starają się wyciągnąć gospodarkę z recesji, wydając setki miliardów dolarów i się zadłużając. Europa zaś pilnuje, by nie zwiększać nadmiernie deficytów budżetowych.
Dzisiejszy kryzys pogłębia się szybciej niż ten z 1929 roku. Chociaż politycy podejmują ostrzejsze środki, nie wiadomo, czy wystarczą.
Komisja Europejska bije na alarm: recesja w Polsce ma sięgnąć 1,4 proc., a jeszcze dzień wcześniej mówiono o 1,7 proc. Skąd ta fatalna prognoza?
Według prognoz Banku Światowego chiński wzrost gospodarczy w 2009 r. wyniesie 7,5 proc. -mało jak na Chiny, ale to i tak podobno optymistyczne szacunki.
Gospodarka zwolniła. Dramatycznie spadły wskaźniki wzrostu ekonomicznego, produkcji przemysłowej i popytu ludności. W ostatnich miesiącach ratował nas jeszcze eksport, ale to też nie musi trwać długo. Minister finansów zieje pesymizmem, szef parlamentarnej opozycji widzi Polskę na krawędzi kryzysu. Jak schłodzenie gospodarki, trudny pieniądz, ograniczenia budżetowe i wysokie stopy procentowe wpływają na nasze życie codzienne? Czy to już kryzys?
Rozpędzona w ubiegłych latach amerykańska gospodarka wyraźnie zwolniła. Na pozornie proste pytanie, czy mamy do czynienia z ostrym hamowaniem, czy też z cofaniem się, nie ma na razie jasnej odpowiedzi. Z recesją jest bowiem trochę tak jak z pieczonym schabem. Dopiero po wyjęciu z pieca i ostudzeniu wiadomo, czy przesolony, czy nie. Diagnoza wymaga czasu.