Przygotowując podwyżkę cen żywności w czerwcu 1976 r., władze PRL pamiętały o tragicznym doświadczeniu grudnia 1970 r.
Kluczowe w sprawie wydarzeń w Radomiu jest pytanie nie o przyczyny samego wybuchu, ale o to, jak robotniczy protest mógł osiągnąć tak wielkie rozmiary.
Przed 30 laty skazani w procesach po Czerwcu 76 zostali zwolnieni z więzień wskutek amnestii, która objęła też działaczy KOR. Wprowadzono ją dzięki naciskom Episkopatu, ale i interwencji włoskich komunistów, do których list napisał Jacek Kuroń.
„Towarzysze, mnie [poparcie] jest potrzebne jak słońce, jak woda, jak powietrze” – grzmiał do sekretarzy wojewódzkich Edward Gierek, osobiście zarządzając masówki potępiające warchołów, czyli strajkujących robotników. Na próżno. Czerwiec 1976 r. miał być przykładem zarządzania kryzysem, zamiast tego ujawnił kryzys władzy.
Jana Brożynę podręcznik historii wymienia jako śmiertelną ofiarę Czerwca 1976 r. Jednak kiedy robotniczy protest wylewał się na ulice Radomia, jego w tłumie nie było. Zginął cztery dni później od milicyjnej pałki. Przez lata ci, którzy bili, pozostali bezkarni, a skazano tych, których skazać najprościej: biednych, niewykształconych, bezradnych. Dziś ci, co bili, są jeszcze bardziej bezkarni, a biedni jeszcze bardziej bezradni.
Były komendant radomskiej MO, jego zastępca, naczelnik wydziału śledczego MO oraz naczelnik aresztu oskarżeni są o to, że w czerwcu 1976 r. doprowadzili do bezprawnego pozbawienia wolności 58 osób, które łączyło się ze szczególnym udręczeniem. 29 grudnia 1999 r. rozpoczął się ich proces. Akt oskarżenia liczy 113 stron.