Rada Polityki Pieniężnej z naddatkiem wykonała zadanie postawione jej przez rządzących. Konsekwencjami będziemy się martwić już w kolejnych miesiącach. Czyli po wyborach.
Cichy podatek inflacyjny zabrał nam 400 mld zł. Dług publiczny przekroczył już 1,5 bln zł. Absurdalnie wysoka obniżka stóp procentowych przyspieszy wzrost cen. Ale odczujemy to już po wyborach, więc PiS się nie martwi.
Jak na partię tak chwalącą własną walutę PiS wyjątkowo lubi się nad nią znęcać. W imię walki o wyborcze głosy zadał jej bolesny cios.
Kiedy Adam Glapiński przekonywał, że od pół roku ceny nie rosną, więc gwałtowna obniżka stóp procentowych jest w pełni uzasadniona, nasza waluta słabła coraz bardziej. Słaby złoty oznacza wyższe ceny i krzywa inflacji znów pójdzie w górę. Ale może już po wyborach.
Niższe stopy są dla rządu kampanijnym prezentem, a dla gospodarki i naszej waluty krokiem bardzo ryzykownym. Zwycięstwo w walce z inflacją mogło zostać ogłoszone za wcześnie.
Chociaż roczna inflacja nadal przekracza 10 proc., Rada Polityki Pieniężnej już za tydzień może obniżyć stopy procentowe. Gdyby nie wybory, o cięciu stóp raczej nikt rozsądny by nie mówił. Ale przecież polska RPP to nie amerykański Fed czy Europejski Bank Centralny. Tutaj obowiązują inne standardy politycznej niezależności.
Rząd oczekuje, że Rada Polityki Pieniężnej pomoże mu przed wyborami. Inflacja w Polsce co prawda spada, ale pozostaje jedną z najwyższych w Unii Europejskiej.
Przemawia za tym kalendarz polityczny, przeczy zdrowy rozsądek i ogromna niepewność.
Czy jeszcze przed wyborami czeka nas cięcie stóp procentowych? Część członków Rady Polityki Pieniężnej nie wyklucza takiego scenariusza, według innych jest on absurdalny. Ale to ci pierwsi mogą mieć większość.
Obecność osób spoza obozu władzy zdaje się przeszkadzać Glapińskiemu. W marcu członkini rady, do niedawna posłanka PiS, Gabriela Masłowska poinformowała, że NBP chce wprowadzić „dobre praktyki” kontaktów z inwestorami i analitykami.