Technologia umożliwia dziś monitorowanie pasiek. Czujniki wysyłają dane do systemów analitycznych, a te sprawdzają, czy zapylaczom nie dzieje się krzywda.
Wieści o rychłej pszczelej zagładzie okazały się nieco przesadzone, co nie oznacza, że pszczoły mają się dobrze. Zwłaszcza że ludzie oczekują od nich coraz więcej miodu.
Rozmowa z entomologiem prof. Davem Goulsonem o tym, że nie doceniamy sympatycznych trzmieli, wykorzystujemy je i nie dbamy o nie, a powinniśmy.
Pszczoły znikają. Jest ich coraz mniej. Jeśli nic się nie zmieni, ucierpi na tym nie tylko przyroda, ale także gospodarka.
Pan Sułowski, właściciel i miłośnik pięćdziesięciu rodzin pszczelich, zamieszkałych w ulach pod lasem, oddawał się akurat myślom u siebie na podwórku, kiedy zajechał miastowy z Ostródy. Miastowy był chory na serce albo coś takiego, a jako czytelnik prasy wiedział, że jad pszczeli leczy. W wieku siedemdziesięciu trzech lat już mało rzeczy człowieka dziwi, więc pan Sułowski złapał pszczołę i wedle życzenia posadził ekstrawagantowi na ramieniu. Owad okazał się nienerwowy, nie chciał żądlić, musieli go naciskać palcami. Wreszcie ugryzł i zaraz zdechł, a miastowemu ręka spuchła. Zadowolony sięgnął po portfel, sztywną ręką poruszał jak łychą koparki w żwirowni.
– Pan jesteś stratny pszczołę – wskazał banknotem pod nogi, gdzie leżał trup.
– Gratis – umiał się znaleźć pan Sułowski.