Rządowy plan walki z kibolami powstał na chybcika i na użytek publiczności. Co najgorsze, zawiera dość dziwne i groźne tezy.
Nikt nic nie wie, ale wszyscy na wyścigi komentują, odnoszą się i zapowiadają ostrą reakcję. A może warto chwilę poczekać, pomyśleć i zamiast ogłaszać wojnę, poszukać innej drogi.
Chora licytacja piłkarskich chuliganów na zadymy i prowokacje nigdy się nie skończy. Zwłaszcza, jeśli bandyci w szalikach czują się bezkarni. Jak w miniony weekend.
Mnożenie reguł, określających dopuszczalne zachowania na stadionach, podminowało, i tak już niełatwe, relacje kibiców z klubami.
Dajcie mi już spokój z tym kibicowaniem, głowa mnie boli, chcę pod lipę, gdzie szpacy i słowicy. Wczoraj był finał i znowu wygrali lepsi, a ja mam tę parszywą skłonność do kibicowania słabszym, zapewne to efekt setek godzin wychowawczych spędzonych na oglądaniu reprezentacji Polski.
Na wracającą do kraju – po przegraniu decydującego meczu z Grecją i odpadnięciu z Euro w fazie grupowej – reprezentację Rosji nie czekał na moskiewskim lotnisku ani jeden kibic. Nikt też tam nie darł mordy: Rosjanie, nic się nie stało!
Błagam wszystkich nowo ochrzczonych apostatów, którzy zarzucając na szyję kibicowski szalik, zarzucili szachy, pasjansa i inne refleksyjne sporty – nie idźcie drogą zgubnej fascynacji futbolem.
Czy mam jakieś emocje związane z rozgrywającymi się właśnie mistrzostwami? Owszem, mam ich sporo, głównie negatywne.
Wasilewski, Polański, Obraniak, Grosicki, warzywniak i tak dalej... Zapewne po raz ostatni w logicznym ciągu szepczę pod nosem tę złowróżbną modłę, klepię ten pacierz mroczny, przywołuję upadłych bohaterów, wyciągam ich z grobu naszych nadziei.
Czy społeczeństwo powinno dawać kolejną szansę kibolom? Poruszające i na czasie.