Lech Wałęsa kiedyś mówił, że jeśli koń się zerwie i pędzi przed siebie, trzeba go najpierw dogonić, a nawet przegonić, i dopiero wtedy łapać za uzdę. Coś tu jest na rzeczy: żeby wygrać z władzą, która zerwała się z konstytucyjnej uwięzi, trzeba najpierw dogonić realne emocje ludzi. Nikt nie mówi, że to łatwe.
Dobrze, że prezes wyjechał na wakacje, da odpocząć nam i naszym „smarfonom”. Ale wróci. Prawdziwe wakacje mogą mu zafundować tylko wyborcy.
W ostatnim czasie pojawiła się największa pandemia od stu lat, największa wojna od 1945 r., największa inflacja i drożyzna od 25 lat, a sondaże są wciąż w letargu. Dlatego opinia, że opozycja już ma wygrane wybory, jest nieprawdziwa.
Donald Tusk walczy z Kaczyńskim, Morawieckim, Kurskim, Glapińskim i innymi. Ale głównym przeciwnikiem jego partii jest „dobry” Duda, który spiłowuje wizerunkowe kanty prawicy, czaruje dziennikarzy i dorysowuje słoneczko na pisowskim niebie.
Co łączy ostatnią sprawę Przyłębskiej i przygnębiającą szarpaninę Morawieckiego? Rosnące wrażenie żałosności i ujawnienie szwów propagandy. Spece PiS od marketingu, wciąż sprawni, mają nadzieję, że te nastroje nie wyjdą poza „liberalną bańkę”, ale możliwe, że po raz pierwszy od dawna mogą się przeliczyć.
Kaczyński wcześniej niż inni zorientował się, że ludzie – a już na pewno wyborcy, których sobie wybrał – bardziej niż prawdy chcą złudzeń, że słowa łatwo biorą za czyny, a zamiast rozwiązań chętnie szukają winnych. Niestety, pod wpływem populizmu dziecinnieje cała polityka, także opozycyjna.
Zachód – jak często przypomina Joe Biden – to nie jest wspólnota wynikająca z geografii.
Wojna obnażyła finansowe, wojskowe, strategiczne ryzyko rodeo-polityki PiS.
W naszej sytuacji polityka niemoralna staje się także nieskuteczna.
Pojawia się postulat zakończenia „wojny polsko-polskiej”. Tylko że ma ustąpić jedna strona i nie jest to PiS.